Dlaczego tak się dzieje? Między innymi dlatego, że wtedy, gdy trwała węglowa hossa i ceny węgla trzymały się na stosunkowo wysokim poziomie (teraz, po latach załamania, znów nie są niskie), zamiast inwestować pieniądze z zysków w przygotowanie nowych pokładów do wydobycia, zarządy kopalń – pod presją nieznających litości i pozbawionych wyobraźni związkowców – wypłacały górnikom, ile się dało: w postaci 14. (a jakże!) pensji w roku i innych przywilejów, o których Polakom pracującym poza górnictwem nawet się nie śni. Wypłacały górnikom, ile się dało – i nie dało, zmuszając pozostałych Polaków do niemal ustawicznego dotowania górników.
Z raportu WiseEuropa wynika, że każdy z nas zapłacił w 2016 r. na utrzymywanie energetyki opartej na węglu 239 zł (w 2011 r. – 233 zł). Część tej kwoty uiściliśmy w rachunkach za energię, resztę zaś w płaconych przez nas podatkach, a górnicy zabrali je nam poprzez sektor finansów publicznych – w dopłatach do swych emerytur, do restrukturyzacji kopalni itd. W sumie w latach 1990–2016 górnicy kosztowali nas 230 mld zł, czyli co roku średnio 8,5 mld zł – jedną trzecią tego, ile wydajemy na program „Rodzina 500+”. A może być – ostrzegają analitycy WiseEuropa – jeszcze gorzej i jeśli polityka rządu się nie zmieni, a na razie niewiele na to wskazuje, to w latach 2017–2030 wydamy na górników kolejne 155 mld zł – średnio ponad 11 mld zł co roku!
Jest też jednak, jak się okazuje, jedna dobra wiadomość – coś jak iskierka w tym czarnym, węglowym tunelu. Otóż górniczy związkowcy wspierają kupno przez spółki pracownicze dwóch likwidowanych kopalń, choć wcześniej nie chcieli się zgodzić na restrukturyzację górnictwa. Chodzi o kopalnie Krupiński w Suszcu i Makoszowy w Zabrzu. Górnicy chcieliby powtórzyć – i oby się im to udało – sukces kopalni Silesia, uratowanej przed likwidacją właśnie przez spółkę pracowniczą i czeskiego inwestora EPH. Pytanie: Czy także w tych przypadkach znaleźliby się przedsiębiorcy, gotowi – w nadziei na zyski – zaryzykować wejście do konsorcjum razem z górnikami? A jako że idzie o bezpieczeństwo energetyczne, to jeszcze dobrze byłoby, żeby byli to przedsiębiorcy polscy.
A zatem? Otóż, Szanowni Panowie Górnicy, jeśli o mnie chodzi, to bierzcie te kopalnie, choćby jeszcze dziś. Bylebyście już nigdy w życiu nie przychodzili do nas – podatników – z płonącymi oponami i bezwstydnym żądaniem, żebyśmy te kopalnie (i was) na powrót wzięli na nasz garnuszek.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.