Władimir Ardajew w artykule opublikowanym na stronie internetowej agencji RIA Novosti przypomina, że idea Międzymorza (we współczesnym wariancie: Trójmorza) liczy sobie już sto lat, i przez ten czas nie udało jej się zrealizować. A jednak jest kontynuowana przez obecną polską władzę. „Krokiem w kierunku Międzymorza miała być powstała w 1994 r. Grupa Wyszehradzka (…) nawet po tym, jak wszystkie tworzące ją kraje wstąpiły do Unii Europejskiej, nadzieja na utworzenie Międzymorza nie umarła” – pisze Ardajew. „Rzeczpospolita w swoim czasie realnie dominowała w Europie. Ten fakt na zawsze pozostanie w kodzie kulturowym Polaków. Dlatego też nigdy nie zrezygnują z idei odbudowy w takim czy innym wariancie tej swojej dawnej świetności” – komentuje dla RIA Novosti Siergiej Stankiewicz, ekspert ds. międzynarodowych Fundacji Anatolija Sobczaka. „Projekt Międzymorza nie jest skonkretyzowany. Jedynym jego celem jest budowa i umacnianie polskiej elity. Ta abstrakcyjna idea pozwala naszym politykom myśleć, że zarówno państwo, którym rządzą, jak i oni sami są w stanie odegrać pewną rolę na arenie międzynarodowej” – mówi rosyjskiej agencji polski politolog, brylujący w prokremlowskich mediach, Jakub Korejba. Z jego tezą zgadza się Siergiej Stankiewicz. Jego zdaniem w Polsce sukces odnoszą tylko tacy politycy, którzy zajmują się sprawami zagranicznymi. Autor artykułu konstatuje, że Polacy konieczność powstania bloku Międzymorza tradycyjnie już uzasadniają potrzebą obrony przed „rosnącym zagrożeniem ze strony Rosji”. Korejba nazywa ten argument za „populistyczny”. Jego zdaniem Rosja zagraża Polsce tylko hipotetycznie, podczas gdy realnym zagrożeniem są Niemcy. Zaznacza przy tym, że chodzi o zagrożenie polityczne, nie zaś militarne. Korejba twierdzi, że sojusz państw środkowoeuropejskich ma być przeciwwagą przede wszystkim dla Unii Europejskiej, z którą skonfliktowana jest Polska. Antyrosyjski kontekst Międzymorza kusi z kolei Ukrainę. „Dziś wszyscy wiedzą, że jeśli Ukraina wejdzie do UE, to za kilkadziesiąt lat. Natomiast politycy żyją tu i teraz, i potrzebują forsować jakiś projekt integracyjny, do którego można byłoby przekonać wyborców. Dlatego też wykorzystują ideę Międzymorza zarówno na użytek własnego elektoratu, jak i jako narzędzie wpływu na Moskwę czy Brukselę” – mówi Stankiewicz.
Rosyjscy komentatorzy stawiają też pytanie, kto miałby być liderem takiego bloku państw. Władimir Ardajew uważa, że Polska jest na tym polu bezkonkurencyjna, i najpewniej to Warszawa stałaby się stolicą Międzymorza. „W pełni nas satysfakcjonuje współpraca w ramach Grupy Wyszehradzkiej. Jeśli nasz sojusz będzie się rozrastać również na inne państwa, nieuchronnie oznaczać to będzie wzrost znaczenia Polski” – komentuje węgierski politolog Gabor Stier. Dodaje jednak, że proamerykański kierunek Warszawy niezbyt podoba się Węgrom, Czechom i Słowakom. „Te sojusz nie wypali. Zbyt różne są interesy poszczególnych państw potencjalnego Międzymorza. Trudno sobie wyobrazić, że zjednoczą się w imię jakichś wspólnych wartości” – uważa z kolei były premier Słowacji, Jan Čarnogurský. Korejba twierdzi, że Międzymorze powstać może jedynie w przypadku rozpadu UE, bądź w sytuacji, gdy państwa Starej Unii zaczną wyrzucać za burtę Wspólnoty państwa środkowoeuropejskie. Jednak – jak spekuluje w rozmowie z RIA Novosti Jan Čarnogurský – w takim wypadku atrakcyjną alternatywą dla UE stanie się nie Międzymorze, lecz… Eurazjatycka Unia Gospodarcza. Czyli – de facto – wejście w rosyjską strefę wpływów.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.