Prof. Bogdański: Otyłość leczmy, nie odchudzajmy

Prof. Bogdański: Otyłość leczmy, nie odchudzajmy

Dodano: 
Zdjęcie ilustracyjne
Zdjęcie ilustracyjneŹródło:Flickr / Christian Kadluba / CC BY-SA 2.0
Z prof. Pawłem Bogdańskim, kierownikiem Katedry i Zakładu Leczenia Otyłości, Zaburzeń Metabolicznych i Dietetyki Klinicznej UM w Poznaniu rozmawia Katarzyna Pinkosz

Otyłość to choroba, nadal jednak rzadko który pacjent dostaje taką diagnozę. Jak długo choruje się na otyłość, wcale o tym nie wiedząc?

Tę chorobę łatwo się rozpoznaje: często już w drzwiach widać, że dana osoba ma chorobę otyłościową. Całe nieszczęście polega na tym, że jest ona często nieuświadamiana i niezdiagnozowana. Ostatnie badania pokazują, że tylko 10–11 proc. Polaków traktuje otyłość jako chorobę. Większość określa ją jako „defekt estetyczny”. Z danych amerykańskich wynika, że pacjenci chorujący na otyłość, przychodzący do swojego lekarza z innych powodów (np. infekcji), usłyszeli diagnozę średnio po pięciu latach. I to tylko połowa z nich! Trzeba było pięciu lat, żeby lekarz powiedział: „Choruje pan/pani na otyłość, bardzo poważną chorobę, z wieloma konsekwencjami zdrowotnymi”.

A jak by pan określił otyłość?

Poważna, przewlekła choroba, bez tendencji do samoistnego ustępowania, za to z tendencją do nawrotów. Za każdym razem, gdy pacjent przychodzi do lekarza, powinien być zważony, zmierzony, mieć obliczony BMI i obwód pasa.

Kiedy otyłość jest już chorobą? A kiedy po prostu ktoś... się zaniedbał, przytył za dużo?

Podstawowym wskaźnikiem służącym do rozpoznania otyłości jest wskaźnik masy ciała BMI: dzielimy masę (wyrażoną w kilogramach) przez wzrost (w metrach) podniesiony do kwadratu. Jeśli BMI jest wyższy niż 30, to jest to już choroba otyłościowa. Warto też zmierzyć obwód pasa (w połowie odległości między ostatnim wyczuwalnym żebrem a talerzem biodrowym). Jeśli jest większy niż 94 cm (u mężczyzn) i 80 cm (u kobiet), to jest to otyłość brzuszna: duża ilość tkanki tłuszczowej jest zlokalizowana między narządami wewnętrznymi. To tkanka tłuszczowa endokrynnie czynna, która odpowiada za wiele powikłań otyłości. Z przerażeniem słyszę od pacjentów w gabinecie, że chodzili do kardiologa, diabetologa, ortopedy, hipertensjologa i nikt im nie powiedział, że chorują na otyłość. A wszyscy leczyli jej powikłania. W Polsce 68 proc. mężczyzn i 53 proc. kobiet ma nadmierną masą ciała, a 25 proc. dorosłych Polaków choruje na otyłość. Jeśli chodzi o dzieci, to prawdziwy dramat – mamy piąte miejsce na świecie pod względem liczby dzieci z nadmierną masą ciała. Jesteśmy liderami w Europie. Szacuje się, że każdego roku będzie przybywać 400 tys. dzieci z nadwagą. A otyłe dziecko i otyły nastolatek mają 17 razy wyższe ryzyko otyłości w wieku dorosłym.

Jak leczyć? Nie wystarczy „dieta 1200 kcal”?

Oczywiście, zmiana sposobu odżywiania, aktywność fizyczna są konieczne. Kiedy jednak mówimy o chorobie, trzeba iść do lekarza, który potwierdzi rozpoznanie. Musi wykluczyć, czy pacjent nie ma chorób, które sprzyjają przyrostowi masy ciała (np. niedoczynność tarczycy), sprawdzić, czy nie ma powikłań, a dopiero potem zaproponować leczenie. Konieczna jest modyfikacja sposobu odżywiania, indywidulanie dla danej osoby, uwzględniająca wiek, choroby współistniejące, styl życia, przyjmowane leki. Ważna jest aktywność fizyczna: każdego dnia trzeba przejść odpowiednią liczbę kroków. Średnio każdy z nas powinien przejść 10 tys. kroków dziennie. Ważne są czynniki psychologiczne – jak odzyskać poczucie własnej wartości, motywację do działania – ale też z pozoru prozaiczne nauczenie tego, jak robić zakupy, jak zachowywać się w czasie imprez, wyjazdów. Potrzebny jest zespół terapeutyczny: lekarz, dietetyk, psycholog. Jeśli postępowanie niefarmakologiczne jest nieskuteczne, to konieczne jest rozważenie farmakoterapii, tak jak w każdej chorobie przewlekłej, np. nadciśnieniu, cukrzycy.

Są skuteczne leki w otyłości?

Są trzy leki zarejestrowane w UE, niedługo będzie czwarty. Leczenie trzeba indywidualnie dobrać do pacjenta, nie rezygnując z postępowania niefarmakologicznego. Rozważamy je u wszystkich, którzy chorują na otyłość (czyli mają BMI powyżej 30) lub nadwagę (BMI powyżej 27) i co najmniej jedno klasyczne powikłanie otyłości, a przy tym postępowanie niefarmakologiczne okazało się nieskuteczne. Leki działają w różnych mechanizmach: jeden z nich powoduje zmniejszone wchłanianie tłuszczów, dwa pozostałe powodują, że pacjent mniej odczuwa głód, szybciej czuje się najedzony. Działają też na ośrodek nagrody, co powoduje, że za pacjentem nie chodzą takie myśli jak: „Przekąsiłbym coś smacznego”.

Od kilku lat w leczeniu cukrzycy stosowane są analogi GLP-1. Mają szansę poprawić również sytuację pacjentów chorych na otyłość?

Analogi GLP -1 to przełom, który dokonał się w terapii otyłości. Do leczenia tej choroby jest już dostępny długodziałający analog – liraglutyd, podawany raz dziennie w dawce 3.0 mg, a zapewne w przyszłym roku będziemy świadkami kolejnego przełomu, jakim będzie pojawienie się na rynku semaglutydu w dawce 2.4 mg, długodziałającego analogu GLP -1 podawanego raz w tygodniu. Liraglutyd 3.0 mg to lek oparty na naszej fizjologii: analog hormonu produkowanego w przewodzie pokarmowym, czyli substancja zbliżona do naturalnie występującej w naszym organizmie. Ten lek pomaga w redukcji masy ciała, działa na ośrodek sytości, głodu, nagrody, ma też wiele innych działań, dodatkowych korzyści: pomaga w obniżeniu glikemii, korzystnie wpływa na trzustkę, chroni komórki produkujące insulinę przed rozwojem cukrzycy, zmniejsza insulinooporność, wpływa korzystnie na serce, chroni przed rozwojem stłuszczeniowej choroby wątroby, korzystnie wpływa na ciśnienie tętnicze. Korzyści z jego stosowania wynikają nie tylko z obniżenia masy ciała. To lek dla większości pacjentów chorujących na otyłość, zwłaszcza tych, u których współwystępują klasyczne powikłania związane z otyłością.

prof. dr hab. n. med. Paweł Bogdański – specjalista w dziedzinie chorób wewnętrznych i hipertensjologii, prodziekan Wydziału Medycznego Uniwersytetu Medycznego im. Karola Marcinkowskiego w Poznaniu, kierownik Katedry i Zakładu Leczenia Otyłości, Zaburzeń Metabolicznych i Dietetyki Klinicznej UM w Poznaniu


Profesor Mariusz Wyleżoł – chirurg bariatra, przewodniczący Sekcji Chirurgii Metabolicznej i Bariatrycznej Polskiego Towarzystwa Badań nad Otyłością, wiceprezes Polskiego Towarzystwa Leczenia Otyłości

Mówi się o odchudzaniu, a choroby otyłościowej nie da się „odchudzić”. Przeciwnie: odchudzanie prowadzi do niebezpiecznych konsekwencji. Chorych trzeba leczyć, zgodnie z osiągnięciami współczesnej medycyny. Wiemy, że istotne są edukacja żywieniowa, wsparcie emocjonalne, dysponujemy lekami, chirurgią bariatryczną. Gdy ponad 20 lat temu wykonywałem pierwsze operacje bariatryczne, były one obarczone bardzo dużym ryzykiem powikłań, czasem wręcz dziwiłem się, że chorzy się na nie decydują. Szybko jednak zrozumiałem, że decyzja o poddaniu się operacji była wyrazem bezradności; gdyby mieli szansę na inne leczenie, nie decydowaliby się na takie ryzyko. Uświadomiłem sobie też, że chory nie wybiera sobie tej choroby, tak jak nie wybiera sobie, że zachoruje na raka. To są chorzy zdeterminowani, którzy przez wiele lat walczą z chorobą. Gdyby ktoś wcześniej zajął się nimi profesjonalnie, mogliby uniknąć operacji. Jaka musi być determinacja chorego, że decyduje się na to, żeby przyjść do chirurga? Jaka musi być rozpacz, bezradność w obliczu choroby i nadzieja, że może być lepiej? To jest „być albo nie być”, położenie wszystkiego na szali. Być może niedługo będzie taka sytuacja, w związku z postępem farmakoterapii, że u części chorych uda się uniknąć operacji bariatrycznej.

Wywiad ukazał się w Do Rzeczy o Zdrowiu/ maj 2021

Źródło: Do Rzeczy o Zdrowiu
Czytaj także