Do zdrowego oka światło dostaje się przez rogówkę, przechodzi przez naturalną soczewkę i jest skupiane na siatkówce, zapewniając ostry, wyraźny obraz. O zaćmie mówimy, gdy soczewka traci swoją przejrzystość i staje się zamglona. Wtedy promienie świetlne mają duży problem z przedostaniem się do siatkówki. Efektem jest upośledzenie ostrości wzroku. Im większe zmętnienia w soczewce oka, tym większe pogorszenie ostrości wzroku. Tak najprościej można wyjaśnić mechanizm zaćmy, potocznie zwanej kataraktą (łac. cataracta).
PIERWSZE OPERACJE
Zaćmę próbowano leczyć już w czasach starożytnych. Jednak niedoskonałe metody pozbycia się problemu zmętniałej soczewki powodowały wiele skutków ubocznych, łącznie ze ślepotą. Krokiem do przodu był pomysł jej całkowitego usunięcia zrealizowany po raz pierwszy przez francuskiego lekarza Jacquesa Daviela w 1747 r. u malarza, któremu zaćma nie pozwalała wykonywać zawodu. Minusem zabiegów było to, że po operacji pacjenci pozbawieni soczewki nie widzieli dobrze i potrzebowali okularów o maksymalnej mocy – zarówno do czytania, jak i do dali. Dopiero wiek XX staje się przełomem: angielski okulista Harold Ridley, usuwając z oka kawałki pleksiglasu u brytyjskiego lotnika, uczestnika bitwy o Anglię, zauważył, że mimo wielu odprysków plastiku w oku nie wystąpił stan zapalny. Fakt ten był impulsem do zaprojektowania i wszczepienia w 1949 r. pierwszej sztucznej soczewki do ludzkiego oka. Dzięki dostępnym materiałom i sprzętom chirurgicznym obecnie zabieg operacyjny jest tak udoskonalony, że ta procedura trwająca ok. 20 minut uważana jest za najbardziej bezpieczną i spektakularną w chirurgii.
JAKI TO AUTOBUS?
Prof. dr hab. n. med. Jacek Szaflik, kierownik Katedry i Kliniki Okulistyki II Wydziału Lekarskiego Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego, zwraca uwagę na kilka objawów mogących sugerować początki zaćmy: kłopoty z odczytaniem numeru nadjeżdżającego autobusu czy tramwaju, problem z odczytaniem informacji na pasku na dole ekranu przy oglądaniu telewizji, nagła zwiększona wrażliwość na światło. – Jeśli osoba po 60. roku życia nagle może czytać bez okularów, to nie zawsze jest to dobra wiadomość – dodaje prof. Szaflik. Może to być bowiem objaw wczesnej zaćmy jądrowej: zmienia się moc łamiąca układu optycznego oka w kierunku minusów. Soczewka twardnieje, nabiera własności skupiających i po kilkumiesięcznym komforcie czytania bez okularów następuje pogorszenie. – I już nie widzimy dobrze ani z bliska, ani z daleka. Nie należy tego bagatelizować – ostrzega profesor. Zaćma może mieć postać dziecięcą lub młodzieńczą, jej przyczyną bywa też niezdiagnozowana lub źle leczona cukrzyca. Jednak zwykle dotyka osób powyżej 60. roku życia.
USUWANIE ZAĆMY
Skutecznie można zaćmę leczyć tylko operacyjnie, decyzja o zabiegu powinna zależeć od tego, na ile pogorszenie widzenia przeszkadza w wykonywaniu życiowych czynności. – Czasami, chociaż widzimy dobrze, trzeba przyspieszyć zabieg, np. gdy obserwujemy rozwój zmętnień soczewki związany ze zmianą jej objętości lub zaćma utrudnia widoczność zmian anatomicznych w innych strukturach oka – mówi prof. Szaflik. Zmętnienie małego, średniego czy średnio dużego stopnia widać dopiero, gdy okulista bada dno oka. Dzięki rozwojowi techniki chirurgicznej w prawie wszystkich przypadkach zaćmę można skutecznie wyleczyć. Nawet jednak dobrze wykonana operacja nie wszystkim przywróci oczekiwane widzenie, bo proces widzenia zależny jest od stanu zdrowia takich struktur jak np. siatkówka i nerw wzrokowy.
DOBRE SOCZEWKI
Profesor Ewa Mrukwa-Kominek z Katedry Okulistyki Śląskiego Uniwersytetu Medycznego w Katowicach jako pierwsza w Polsce przeprowadziła operację wszczepienia soczewki bioanalogicznej pacjentowi cierpiącemu z powodu zaćmy. Ze względu na właściwości optyczne soczewek podaje przykłady kilku ich rodzajów wszczepianych pacjentom. Soczewki jednoogniskowe (monofokalne) umożliwiają wyraźne widzenie dali: wybór tej soczewki zapewniającej dobre widzenie z daleka pozwoli np. bez okularów prowadzić auto, ale do czytania będzie dalej potrzebna korekcja wzroku za pomocą okularów. Soczewki wieloogniskowe, tzw. premium, pozwalają w większości przypadków na wyraźne widzenie przedmiotów znajdujących się zarówno daleko, jak i blisko. To optymalne rozwiązanie dla osób chcących funkcjonować w codziennym życiu bez okularów. Obecnie soczewki wieloogniskowe przechodzą modyfikacje: jest możliwość wszczepiania soczewek trójogniskowych czy polifokalnych, co umożliwia płynne przechodzenie z jednego ogniska do drugiego, bez dyskomfortu złego widzenia czy rozszczepienia światła. Zaletą tych soczewek jest również to, że nie ograniczają dostępu światła do oka, co znosi dotychczas występujący w soczewkach starszej generacji dyskomfort ciemniejszego widzenia. Trzecią grupą są soczewki toryczne, stosowane u pacjentów z astygmatyzmem. Mogą być jednoogniskowe lub wieloogniskowe (dają możliwość całkowitego uniezależnienia się od okularów korekcyjnych). W wielu krajach UE wszczepienie jednoogniskowych soczewek torycznych jest refundowane, w Polsce niestety nie. Eksperci są zdania, że objęcie tych soczewek refundacją byłoby dobrym krokiem w stronę rozszerzania dostępu polskich pacjentów do nowych technologii.
TO SIĘ OPŁACA?
Samo inwestowanie w szybkie usuwanie zaćmy na pewno tak. Zabieg niemal od razu przywraca ludziom wzrok, a tym samym możliwość samodzielnego funkcjonowania i powrót do pracy zawodowej. Niestety, w Polsce refundowany jest jedynie zabieg wszczepienia soczewki jednoogniskowej. – Zapewnia ona pacjentowi dobre widzenie, jednak zwykle istnieje konieczność korekcji okularowej, zarówno do dali, jak i do bliży. Jeśli pacjent wybrał soczewkę do dali, to nie zapewni mu ona komfortu widzenia na odległości pośrednie i do bliży – mówi prof. Iwona Grabska- -Liberek, prezes Polskiego Towarzystwa Okulistycznego. Sposobem na poprawę dostępu polskich pacjentów do nowoczesnych soczewek mogłoby być umożliwienie dopłat. Badanie opinii przeprowadzone przez Izbę Gospodarczą Polmed i wyniki ankiety przeprowadzonej przez Polski Związek Niewidomych pokazują, że pacjenci chcieliby móc skorzystać z takiego rozwiązania. Teraz, by dostać np. soczewkę toryczną, pacjent musi wykonać zabieg w prywatnej klinice i zapłacić zarówno za soczewkę, jak i za operację. System dopłat z powodzeniem funkcjonuje w wielu europejskich krajach: pacjenci bardzo często korzystają z tej możliwości. Problemem jest też czas oczekiwania na zabieg. W ramach NFZ średnio jest to 28,1 miesiąca. – Trudno zwiększyć liczbę wykonywanych operacji zaćmy w Polsce z uwagi na braki organizacyjne – twierdzi prof. Grabska-Liberek. Mamy za małą liczba chirurgów, a zabieg jest zbyt nisko wyceniany przez NFZ. Kolejny problem: pacjent w ramach NFZ jest pozbawiony możliwości wyboru rodzaju soczewki – niestety, wszczepia się te, które są aktualnie dostępne w danym ośrodku. Oczywiście można zaoszczędzać na wielu aspektach procedury wszczepiania soczewek: na jakości materiału, z którego jest ona zbudowana, na kupowaniu soczewek od firm z Azji, gdzie nie są rygorystycznie przestrzegane standardy produkcji obowiązujące w Europie, na jakości żelu podawanego w czasie operacji do oka mającego chronić je przed ultradźwiękami. Niestety, niska cena bywa zawsze wykładnikiem jakości usługi. Część środowiska z nadzieją czeka na zapowiadane przez ministerstwo zmiany w sposobie refundacji wyrobów medycznych, widząc w nich szansę na określenie minimalnych wymogów dotyczących jakości soczewek wszczepianych podczas zabiegów „na NFZ”. Eksperci są gotowi rozmawiać z ministerstwem, by opracować kryteria, które zabezpieczą dobro pacjentów. Złym pomysłem – jak twierdzi prof. Grabska-Liberek – było też wprowadzenie w 2015 r. skierowań od lekarza rodzinnego do okulistów. Efekt – Polacy wyjeżdżają do Czech oraz Niemiec i tam operują zaćmę. Nie tylko nie muszą czekać w kolejce, lecz także mogą dopłacić i dostać soczewkę wieloogniskową albo toryczną. Dzięki ustawie transgranicznej NFZ zwraca pieniądze za zabieg, ale… zasilają one nie nasz budżet, tylko innych krajów.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.