Choć cukrzyca nie jest chorobą zakaźną, Światowa Organizacja Zdrowia już kilka lat temu ogłosiła, że ze względu na gwałtownie rosnącą liczbę zachorowań trzeba już mówić o epidemii, a wręcz o ogólnoświatowej pandemii. Na cukrzycę choruje ponad 415 mln osób, a prognozy mówią, że za 20 lat będzie ich o ponad 200 mln więcej.
W Polsce ma ją ok. 3 mln osób (z czego niemal 1/3 nawet o tym nie wie), a ok. 5 mln – stan przedcukrzycowy, który można potraktować jako ostatni sygnał alarmowy: jeśli nic się nie zmieni, choroba się rozwinie. Szczególnie szybko rośnie liczba osób z cukrzycą typu 2, czego przyczyną jest przede wszystkim nadwaga i otyłość, które są konsekwencją nikłej aktywności fizycznej i spożywania zbyt dużej ilości wysoko kalorycznych produktów. Jeszcze niedawno była to choroba głównie osób po 45. roku życia, dziś jej początki mają nawet nastolatki. W 10 lat po epidemii otyłości rozwija się epidemia cukrzycy. – Niepokoi też fakt, że w ostatnich 25 latach aż pięciokrotnie wzrosła w Polsce liczba osób, u których co roku rozpoznaje się cukrzycę typu 1. Nie wiemy, jaka jest tego przyczyna – mówi prof. Maciej Małecki, kierownik Kliniki Chorób Metabolicznych Szpitala Uniwersyteckiego w Krakowie, prezes Polskiego Towarzystwa Diabetologicznego.
Objawy i konsekwencje
To nie jest jedna choroba. Cukrzyca typu 1 rozwija się gwałtownie, dlatego zwykle jest rozpoznawana szybko. Chory odczuwa silne pragnienie, często oddaje mocz, chudnie, jest zmęczony, osłabiony. Trzustka przestaje produkować insulinę, dlatego od początku konieczne jest jej podawanie.
W cukrzycy typu 2 trzustka początkowo nadal produkuje insulinę, ale zbyt mało, albo w tkankach rozwija się na nią oporność. Ten typ cukrzycy jest wyjątkowo podstępny, gdyż przez wiele lat nie daje żadnych objawów. Jeśli chory nie sprawdzi poziomu cukru, może przez wiele lat nie zdawać sobie sprawy, że choruje. „Cukrzyca nie boli” – mówią diabetolodzy –i właśnie dlatego jest tak poważnym problemem. Zbyt wysoki poziom cukru we krwi powoli, za to bardzo systematycznie, niszczy naczynia krwionośne, co prowadzi do szeregu powikłań. Dotyczą one m.in. narządu wzroku (pogorszenie widzenia), nerek, układu nerwowego. Chory może stracić wrażliwość na ból, nie zauważy rany na stopie, nie przeszkadza mu klucz czy nawet gwóźdź w bucie – tak rozwija się zespół stopy cukrzycowej, z którego powodu w Polsce co roku dokonuje się 4 tys. amputacji kończyn dolnych u chorych na cukrzycę.
– Chory może odczuć objawy dopiero po 10 latach trwania choroby, kiedy dochodzi do nieodwracalnych powikłań: uszkodzenia wzroku, nerek, zagrożenia amputacją z powodu zespołu stopy cukrzycowej, zawału serca, udaru mózgu – podkreśla prof. Krzysztof Strojek, konsultant krajowy w dziedzinie diabetologii.
Powikłania sercowo-naczyniowe, takie jak zawał serca czy udar mózgu, mogą prowadzić do przedwczesnych zgonów. Szacuje się, że chory na cukrzycę typu 2 żyje przeciętnie o 6 lat krócej niż osoba zdrowa, a jeśli ma zawał serca lub udar mózgu – nawet o 12 lat krócej. Dlatego obecnie zmieniły się cele leczenia cukrzycy. Nie chodzi tylko o obniżenie poziomu cukru we krwi, ale przede wszystkim uniknięcie powikłań, zwłaszcza sercowo-naczyniowych, które skracają życie. Ryzyko zawału serca u osoby, która ma cukrzycę jest takie samo jak u osoby, która już przebyła zawał serca. A jeśli chory na cukrzycę jest już po zawale, ryzyko kolejnego wynosi prawie 50 proc. – mówi prof. Edward Franek, kierownik Kliniki Chorób Wewnętrznych, Diabetologii i Endokrynologii Centralnego Szpitala MSWiA w Warszawie. – Już sam podwyższony poziom glukozy we krwi uszkadza naczynia krwionośne. Osoby, które chorują na cukrzycę typu 2, często mają również podwyższony poziom cholesterolu, nadciśnienie tętnicze, otyłość. Wszystkie te czynniki powodują znaczne zwiększenie ryzyka sercowo-naczyniowego: zawału serca, udaru mózgu. Dlatego trzeba zrobić wszystko, by to ryzyko zmniejszyć– dodaje prof. Małecki.
12 lat – 12 zasad
Cukrzyca może skrócić życie nawet o 12 lat, ale dobra wiadomość jest taka, że tak wcale nie musi się stać. Powikłań można uniknąć. 12 lat: 12 zasad – to jedno z haseł tegorocznego Światowego Dnia Cukrzycy. Jeśli udałoby się te symboliczne 12 zasad wcielić w życie, cukrzyca mogłaby przestać być problemem.
Zasady wydają się proste, jednak wymagają zaangażowania zarówno pacjentów, jak całego systemu ochrony zdrowia. Chory musi przede wszystkim zmienić styl życia: schudnąć, zacząć jeść więcej warzyw, a mniej produktów wysokokalorycznych, koniecznie więcej się ruszać, nie palić papierosów, kontrolować poziom cukru, cholesterolu, ciśnienia tętniczego. Konieczna jest też wielospecjalistyczna opieka. To zadanie systemu ochrony zdrowia: pacjent powinien być pod opieką zespołu złożonego z lekarza pierwszego kontaktu, pielęgniarki, dietetyka, diabetologa. Jeśli jest ryzyko powikłań, powinien mieć możliwość szybkiego skonsultowania się z kardiologiem, neurologiem, nefrologiem czy okulistą.
Gdy zmiana stylu życia nie powoduje normalizacji poziomu cukru we krwi, konieczne jest przyjmowanie leków. Cukrzyca jest, niestety, chorobą postępującą, dlatego najczęściej po pewnym czasie pierwszy stosowany lek (zwykle jest nim metformina) przestaje działać i trzeba do niego dodawać kolejne. Dobrą wiadomością jest to, że niektóre nowoczesne leki nie tylko obniżają poziom cukru, ale też zmniejszają ryzyko powikłań.
Leki, które chronią serce
– W ostatnich latach pojawiły się niepodważalne dowody dotyczące dwóch klas leków, które obniżają poziom cukru we krwi i zmniejszają liczbę powikłań sercowo-naczyniowych, głównie zawałów mięśnia sercowego. Te leki przedłużają życie – mówi prof. Małecki.
Pierwsze z nich to tzw. leki inkretynowe. Można powiedzieć, że działają „inteligentnie”, gdyż obniżają poziom glukozy we krwi tylko wtedy, gdy jest on zbyt wysoki – dzięki temu nie stwarzają ryzyka niedocukrzenia (hipoglikemii), czego chorzy bardzo się boją. Niektóre z leków inkretynowych powodują też spadek masy ciała – co jest bardzo ważne dla chorujących na cukrzycę.
Drugą grupą są tzw. flozyny, które działają inaczej niż dotychczas stosowane leki przeciwcukrzycowe: zwiększają wydalanie glukozy wraz z moczem, dzięki czemu obniżają jej poziom we krwi. – Powoduje to również zmniejszenie masy ciała. Dalekosiężne konsekwencje ich stosowania stosowania to jednak przede wszystkim ryzyka zgonów i zawałów serca – opowiada prof. Małecki. Gdy badania pierwszego z leków z tej grupy – empagliflozyny – ujrzały światło dziennie, diabetolodzy przecierali oczy ze zdumienia, przyznając, że wyniki są nieoczekiwane i zaskakujące. – W badaniu EMPA-REG OUTCOME stwierdzono zmniejszenie liczby zgonów aż o 38 proc. z przyczyn sercowo-naczyniowych u pacjentów, którzy stosowali empagliflozynę. Dodatkowo ryzyko zgonu z dowolnej przyczyny było mniejsze o 32 proc., a o 35 proc. ryzyko hospitalizacji z powodu niewydolności serca – mówi prof. Strojek. – Takie działanie było nie tylko spowodowane obniżeniem poziomu glukozy. Empagliflozyna powoduje także spadek masy ciała, obniżenie ciśnienia krwi. Pojawienie się tego leku to istotny przełom w diabetologii – przekonuje prof. Leszek Czupryniak, kierownik Kliniki Chorób Wewnętrznych i Diabetologii WUM.
Bolączką chorych w Polsce (i lekarzy) jest, że fakt, że od ponad 10 lat nie wszedł do refundacji żaden nowy lek w cukrzycy typu 2, który można by zastosować przed insuliną. Wielu chorych, dla których leki inkretynowe czy flozyny są szczególnie wskazane, nie stać na ich zakup. – Dzięki przełomowym wynikom badań mamy wynikom mamy jasność, jeśli chodzi o stwierdzenie, które leki przedłużają życie. Chcielibyśmy mieć możliwość stosowania u polskich pacjentów nowoczesnych leków, unikania dylematów i zadawania chorym pytań, czy kupią lek – mówi prof. Małecki. Przyznaje jednak, że musi tego typu pytania zadawać: – Staram się to robić taktownie. Znaczna część pacjentów odpowiada negatywnie, a dla wielu decyzja o zakupie leków wiąże się ze znacznym ograniczeniem wydatków na codzienne życie. Ubolewam nad tym jako lekarz.