Jacek Przybylski:Takeda jest największą firmą farmaceutyczną w Japonii i globalnym potentatem w branży farmaceutycznej. Jakie są główne obszary terapeutyczne, na których koncentruje się Takeda?
Nienke Feenstra: Od stycznia tego roku, kiedy przejęliśmy firmę Shire, staliśmy się nową Takedą. To całkowicie zmieniło oblicze naszej firmy. Takeda znalazła się w pierwszej dziesiątce największych światowych koncernów farmaceutycznych. Obecnie jesteśmy międzynarodowym liderem w dziedzinie chorób rzadkich. Aktywnie działamy w obszarach: gastroenterologii, ze szczególnym uwzględnieniem chorób zapalnych jelit, onkologii, hemofilii, immunologii, a także rzadkich chorób genetycznych, do których należą m.in.: dziedziczny obrzęk naczynioruchowy oraz lizosomalne choroby spichrzeniowe, takie jak zespół Huntera, choroba Gauchera i choroba Fabry’ego. Razem z chorobami układu nerwowego i szczepionkami to nasze główne obszary działania na świecie.
Dla większości z tych obszarów terapeutycznych mamy w Polsce dostępne terapie, niestety jeszcze nie dla wszystkich. Dążymy do tego, aby w każdym z powyższych obszarów móc zaoferować polskim pacjentom wszystkie produkty firmy Takeda.
Jesteśmy również obecni w segmencie leków przeciwbólowych stosowanych w chorobach nowotworowych, wprowadziliśmy leki stosowane w chirurgii. Poza obszarami wysokospecjalistycznymi oferujemy również szeroki wachlarz leków bez recepty (OTC) i suplementów diety.
Jak istotny dla Takedy jest polski rynek?
Polska jest bardzo ważnym rynkiem dla Takedy. Nasza firma poczyniła tu istotne inwestycje. Prowadzimy działalność dystrybucyjną, oprócz tego mamy centrum usług wspólnych w Łodzi, a także zakład produkcyjny w Łyszkowicach. W Polsce prowadzone są również liczne badania kliniczne dla naszych preparatów. Takeda w Polsce zatrudnia łącznie ok. tysiąca osób.
Jakie są więc plany rozwoju w Polsce?
Wizja firmy Takeda w Polsce jest zgodna z wizją globalną i europejską. Za trzy lata chcemy być znani jako lider, który współpracuje ze wszystkimi środowiskami w Polsce, a dzięki swoim produktom i za sprawą dialogu wnosi nową wartość do życia pacjentów i do polskiego systemu opieki zdrowotnej.
W ramach programu profilaktyki hemofilii u dzieci wprowadziliśmy innowacyjne rozwiązania w zakresie leczenia domowego. Mamy koordynatorów edukacji pielęgniarskiej, którzy wspierają pacjentów w ich własnym środowisku. Dla młodych pacjentów z hemofilią oznacza to zapewnienie edukacji związanej z chorobą w ich rodzinnych domach, a także w szkołach lub przedszkolach. Dzięki takim staraniom nie tylko rodzice, lecz także nauczyciele wiedzą, co robić, kiedy np. chłopiec w szkole zaczyna krwawić. Warto tu dodać, że wsparcie dla wszystkich chorych na hemofilię organizujemy zgodnie z narodowym programem profilaktyki hemofilii.
W przypadku pacjentów onkologicznych i gastroenterologicznych, którym leki podaje się w formie infuzji dożylnej w szpitalu, chcemy pomóc i sprawić, aby sam moment hospitalizacji i podania leków był dla nich jak najmniej bolesnym doświadczeniem. Tak powstał pomysł na wykorzystanie wirtualnej rzeczywistości podczas pobytów pacjentów w szpitalu. Już teraz wykorzystujemy tę technologię w kilku wyspecjalizowanych ośrodkach, a niedługo wdrożymy projekt na większą skalę.
To tylko nieliczne przykłady wnoszenia wartości dodanej dla pacjentów do ich terapii. Te i podobne inicjatywy pragniemy wciąż rozwijać we współpracy z lekarzami, pielęgniarkami i ze stowarzyszeniami pacjenckimi, aby mieć pewność, że zaspokajamy ich rzeczywiste potrzeby.
Skoro rozmawiamy o polskim systemie opieki zdrowotnej: Co pani zdaniem wymagałoby zmiany?
Jeżeli spojrzymy na statystyki Organizacji Współpracy Gospodarczej i Rozwoju lub raporty innych organizacji opisujące ochronę zdrowia w różnych krajach, to nie jest wielką tajemnicą, że w system opieki zdrowotnej w Polsce inwestuje się mniej niż w wielu innych krajach.
Pacjenci w Polsce muszą dłużej czekać na innowacyjne leki i terapie. Konsekwencją m.in. braku dostępności niektórych metod leczenia jest wyższa śmiertelność lub wyższy poziom zachorowalności na pewne choroby. To smutna cecha polskiego systemu opieki zdrowotnej. Miejmy nadzieję, że te niekorzystne wskaźniki będą ulegały poprawie. Decyzja polskiego rządu o zwiększeniu wydatków na opiekę zdrowotną do 6 proc. PKB do 2025 r. jest bardzo pozytywnym sygnałem poprawy sytuacji. Jednak powinien to być zaledwie pierwszy krok w procesie zarówno naprawy polskiego systemu ochrony zdrowia, jak i zapewnienia pacjentom dostępu do innowacyjnych i najbardziej skutecznych terapii.
Potrzebujemy więcej pieniędzy. Czegoś jeszcze?
Nie chodzi tylko o ilość pieniędzy w systemie ochrony zdrowia. Chodzi również o wartości w szerszym tego słowa znaczeniu. Obecne dyskusje koncentrują się w większości na budżecie, w mniejszym zaś stopniu na wartościach.
W jaki sposób konkretna innowacja polepsza życie pacjenta? Czy pacjenci mogą wrócić do szkoły, ponownie rozpocząć pracę? Czy mogą założyć rodzinę? Jak wpływa to na ich ogólną jakość życia? Bezpośredni wpływ na budżet jest tylko niewielką częścią odpowiedzi na te pytania. Wartość dla społeczeństwa i dla pacjentów wykracza poza sferę związaną ściśle z pieniędzmi. Należy przy tym wziąć pod uwagę także koszty pośrednie oraz ogólny wpływ na społeczeństwo i gospodarkę.
W wielu jednostkach chorobowych trudno jest to wykazać, ponieważ rejestry medyczne wciąż nie są zbyt powszechne. W wielu krajach są one najbardziej obiektywnym narzędziem do monitorowania i porównywania efektów terapii, zawierającym m.in. informacje o stanie psychicznym pacjenta, o poprawie jakości jego życia oraz wskazującym, jak szybko pacjent jest w stanie wrócić do zdrowia i pracy.
Możemy tu przytoczyć przykład pacjentów z wrzodziejącym zapaleniem jelita grubego czy chorobą Leśniowskiego-Crohna, którzy w Polsce mogą zacząć korzystać z leczenia biologicznego dopiero na zaawansowanym i ciężkim etapie choroby. Oznacza to, że do czasu, gdy pacjent wreszcie zostanie zakwalifikowany do leczenia biologicznego, często zmuszony jest rezygnować z dużej części codziennych aktywności i nie jest w stanie uczęszczać do szkoły czy pracy. Tymczasem gdyby otrzymał właściwy lek wcześniej, stan jego zdrowia mógłby wcześniej ulec poprawie i np. liczba stolców mogłaby spaść z 15 krwawych stolców dziennie do nawet dwóch normalnych stolców. Wówczas taki pacjent mógłby wrócić do szkoły, pracy. Mógłby więc żyć normalnie, udzielać się rodzinnie i społecznie, pracować i płacić podatki, przede wszystkim zaś wieść zdrowsze i szczęśliwsze życie.
Chodzi nam właśnie o rozpoznanie takich potrzeb, ich realizację i zrozumienie płynących z nich korzyści. Chcielibyśmy, żeby proponowane przez nas rozwiązania były trwałe i zrównoważone. W ten sposób możemy budować nie tylko reputację branży, lecz także zaufanie do całego systemu opieki zdrowotnej.
Takeda dynamicznie inwestuje w badania i rozwój. Czy będą państwo kontynuować ten trend?
Polska jest dla nas ważnym krajem również w aspekcie badań klinicznych i na pewno nadal będziemy inwestować w tym obszarze. Chciałabym, aby badania kliniczne zostały rozszerzone również o rejestry medyczne.
Dział badań i rozwoju (R&D) Takeda został przekształcony i teraz służy jako rozwiązanie modelowe. Współpracujemy z wieloma uniwersytetami i niezależnymi instytutami badawczymi. Dzięki temu jesteśmy dużo bardziej elastyczni w sposobie prowadzenia badań. To zaś daje nam szansę na szybki rozwój nie tylko w dziedzinie produktów medycznych, lecz także np. w kwestii schematów podawania leków pacjentom oraz w zakresie innowacji informatycznych.
I tak np. chorym na hemofilię udostępniliśmy aplikację zarejestrowaną jako urządzenie medyczne umożliwiające personalizację profilaktyki, czyli dostosowanie dawki i częstotliwości podawania czynnika krzepnięcia krwi w sposób dobrany indywidualnie do potrzeb każdego pacjenta. W połączeniu z naszymi lekami aplikacja tworzy nową jakość dla pacjenta.
Nasze wysiłki w zakresie innowacji skupiają się zatem nie tylko na samym mechanizmie działania leków, lecz także na całej organizacji życia związanego z chorobą i terapią. Chcemy mieć pewność, że pacjenci otrzymują pełne wsparcie oraz wartościową, spersonalizowaną i holistyczną opiekę.
Z czego jest pani najbardziej dumna?
Z kilku rzeczy. Jestem bardzo dumna z pracy w Takeda, firmie zarządzanej w oparciu o wartości, a te najważniejsze to pacjent i zaufanie, jakim mogą nas obdarzyć i on, i jego rodzina, i pozostałe środowiska, z którymi współpracujemy.
Pracowałam dla różnych firm farmaceutycznych i w Takeda czuję się naprawdę jak w domu, ponieważ wiem, że to wartości są tu najważniejsze. Mam okazję obserwować, jak zasada ta stosowana jest w praktyce.
Naszym priorytetem jest służenie pacjentom i środowisku opieki zdrowotnej. Czasami oznacza to konieczność podejmowania decyzji, które nie są najlepsze dla biznesu, ale za to przynoszą rezultaty dla pacjentów. I widziałam przykłady tego, że tak naprawdę się dzieje. To wyróżnia Takedę spośród wszystkich firm farmaceutycznych.
Poza tym jestem dumna z tego, że to pacjenci są najważniejsi. Ze sposobu, w jaki prowadzimy badania i rozwijamy nie tylko leki, lecz także związaną z nimi opiekę. Z tego, że słuchamy historii pacjentów, identyfikujemy, które z ich potrzeb są jeszcze niezaspokojone, i na nie odpowiadamy.
Realizacja tej zasady to coś, z czego jestem dumna. To będzie jeden z głównych priorytetów na drodze do urzeczywistnienia naszej wizji, o której wspomniałam na początku rozmowy. Chcemy być postrzegani jako właśnie taka firma. Wierzę, że strategię tę zaimplementujemy na najwyższym poziomie również tutaj, w Polsce.
Jaka jest pani wizja przyszłości opieki zdrowotnej? Aplikacje, które sprawią, że nie będzie trzeba iść do lekarza?
Oczywiście, to możliwe. Jestem pewna, że powstanie wiele rozwiązań, których teraz nie potrafimy sobie wyobrazić. Jeśli spojrzę na to, co jest dostępne dzisiaj, i jednocześnie wspomnę to, co wiedziałam 10 lat temu, to wiem, jak ryzykowna jest próba prognozowania konkretnych rozwiązań. I to jest coś fantastycznego.
Żyjemy w szybko zmieniającym się świecie, jesteśmy w podróży wypełnionej innowacjami, które mogą przynieść wiele korzyści pacjentom, na wiele różnych sposobów. Korzystamy z wiedzy specjalistów w różnorodnych dziedzinach, a następnie wspólnie z naszymi partnerami ruszamy w podróż ku innowacjom. Wszystko po to, aby wykorzystać dostępne możliwości celem stworzenia holistycznego podejścia do opieki nad pacjentem.
Mogą to być aplikacje, ale mogą być to również inne narzędzia. Optujemy za dostawami leków do domu, aby pacjenci nie musieli jechać po nie np. 100 km do ośrodka. Nasi koordynatorzy edukacji wspierają dzieci i nauczycieli w szkołach. Mamy własne aplikacje, wykorzystujemy również wirtualną rzeczywistość. To ekscytująca podróż i nie mogę się doczekać jej kontynuacji w partnerstwie z całym naszym otoczeniem.
Rozpoczęliśmy ją już od dobrego rozpoznania niezaspokojonych potrzeb, aby na tej podstawie zbudować kompleksową, długofalową opiekę nad pacjentem.
Artykuł został opublikowany w Do Rzeczy o Zdrowiu marzec 2019
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.