Nowy minister spraw zagranicznych Niemiec zapewne ociepli nadwerężone w ostatnich miesiącach stosunki z Rosją. Nawet bardzo - pisze Marek Magierowski w 45. wydaniu Do Rzeczy.
– Frank-Walter Steinmeier, jedna z najważniejszych postaci lewicowej SPD. (...) Być może pani kanclerz chciała jak najszybciej dać światu sygnał, w którą stronę będzie zmierzać w najbliższych latach niemiecka polityka zagraniczna. Tak by uspokoić najważniejszych partnerów Republiki Federalnej, zarówno w Unii Europejskiej, jak i poza nią. A przede wszystkim by uspokoić Władimira Putina. Dla Kremla bowiem nominacja Steinmeiera to bardzo dobra wiadomość. Ba, to wiadomość znakomita. Wśród politycznych elit Berlina jest wprawdzie wielu miłośników Rosji, ale Steinmeier jest zupełnie wyjątkowy. To wierny druh, gotów w każdej chwili wesprzeć Rosję, nawet wtedy, gdy jej działania są wymierzone w interesy Zachodu.
Od Atlantyku po Władywostok
Steinmeier, podobnie jak większość dzisiejszych liderów SPD, przystąpił bardzo wcześnie do Juso – socjaldemokratycznej młodzieżówki, której członkowie słynęli z głoszenia radykalnie lewicowych poglądów i z niezłomnej wiary w socjalizm. Na ich tle ich starsi koledzy wydawali się wzorowymi pragmatykami, choć to przecież właśnie liderzy SPD znani byli z dość pobłażliwego stosunku do Związku Sowieckiego (w 1981 r. socjaldemokratyczny kanclerz RFN Helmut Schmidt zadeklarował „zrozumienie” dla wprowadzenia stanu wojennego w Polsce). (...)
Steinmeier kontynuuje tradycję Ostpolitik (polityki wschodniej) Willy’ego Brandta, socjaldemokratycznego kanclerza Niemiec z lat 1969–1974. Zdaje sobie sprawę z wad putinowskiej Rosji, wie, że nie można mówić w jej przypadku o krystalicznej demokracji, ale jest przekonany, iż jedynym sposobem na wciągnięcie Rosji w orbitę cywilizacji Zachodu jest jak najgłębsza współpraca – polityczna, gospodarcza, a także kulturalna. Steinmeier wymyślił nawet nazwę dla swojej „nowej Ostpolitik”: Partnerstwo dla Modernizacji. Słowem: wielka marchewka i mały kijek – ten drugi raczej jako teatralny rekwizyt niż realne narzędzie nacisku.
W styczniu 2007 r. Steinmeier mówił w wywiadzie dla tygodnika „WirtschaftsWoche”: „Zawsze opowiadałem się za realistycznym podejściem do Rosji. Rozpowszechniona w Niemczech skłonność do natychmiastowego oburzania się z byle powodu jest naprawdę mało pomocna. [...] Nasze stosunki z Rosją wynikają z prostego i niepodważalnego faktu, że Rosja jest naszym sąsiadem (sic!) – i pozostanie nim. Te stosunki opierają się na wspólnych interesach. Mamy mocne powody, by poszukiwać rozsądnej i ścisłej współpracy z Rosją”.
Rok później Steinmeier poświęcił stosunkom europejsko-rosyjskim jedno z przemówień, notabene wygłoszone w siedzibie Fundacji Willy’ego Brandta. „Ogólnoeuropejski pokojowy porządek od Atlantyku po Władywostok – od zakończenia II wojny światowej był to zawsze główny cel niemieckich, europejskich i amerykańskich polityków. Teraz to marzenie musi się wreszcie ziścić” – mówił Steinmeier. W maju 2008 r., podczas podróży do Jekaterynburga, rozpływał się nad dwustronną współpracą gospodarczą i proponował utworzenie strefy wolnego handlu między Unią Europejską a Rosją. (...)
W kwietniu 2008 r., tuż przed słynnym szczytem NATO w Bukareszcie, szef niemieckiej dyplomacji udzielił wywiadu gazecie „Leipziger Volkszeitung”, w którym stanowczo zaprotestował przeciw przyjmowaniu do Sojuszu Ukrainy i Gruzji. Dlaczego? Bo mogłoby to zanadto podrażnić Rosję: „Uznaliśmy niedawno niepodległość Kosowa. Tym samym doszliśmy w stosunkach z Rosją do pewnej granicy, której nie powinniśmy już przekraczać”.
Steinmeier ostro sprzeciwiał się też budowie tarczy rakietowej. „Skoro planowane instalacje mają się znajdować tak blisko Rosji, należałoby chyba najpierw porozmawiać o tym właśnie z Rosją” – sugerował Steinmeier w wywiadzie dla dziennika „Handelsblatt”.
Nic dziwnego, że gdy Steinmeier w 2009 r., jako kandydat SPD na kanclerza, odwiedził Moskwę, był witany tak, jakby już rządził Niemcami. W trakcie kampanii wyborczej jego sztab założył mu nawet profil w popularnym serwisie społecznościowym Odnoklassniki (odpowiednik „Naszej Klasy”), gdzie gospodin Steinmeier brał udział m.in. w czatach z Rosjanami mieszkającymi nad Renem.
Całość dostępna jest w najnowszym wydaniu Do Rzeczy.