Gdy byłem w te wakacje przez kilka dni w Szczecinie, czułem, że czegoś mi brakuje. Nie od razu wiedziałem czego. Zorientowałem się dopiero po jakimś czasie: obok mnie nie mknęli co chwila ludzie na elektrycznych hulajnogach.
To udogodnienie – powiedzą jedni – lub plaga – powiedzą inni – do miasta nad Odrą jeszcze nie dotarło. Tam, gdzie się pojawiło, stało się już elementem krajobrazu, którego brak od razu się wyczuwa.
© ℗
Materiał chroniony prawem autorskim.
Wszelkie prawa zastrzeżone.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.