Sprawa dotyczy trzech feministek, które w ramach promocji festiwalu o wiele mówiącym tytule "Wyjść z heteroseksualności" udzieliły wywiadu lewicowemu magazynowi „Les Inrockuptibles”.
Działaczki przekonują, że "nikt nie rodzi się heteroseksualny", a jedynie się takim "staje". Ponadto radykalne aktywistki uważają, że powinno się dążyć do neutralizacji pojęcia "kobieta". Ich zdaniem należy się starać oderwać ten termin od kwestii płci.
Juliet Drouar, jedna z feministek, która odmawia określania samej siebie jako kobieta bądź mężczyzna, przekonuje, że „heteroseksualizm jest kamieniem węgielnym konstrukcji patriarchatu” oraz jest powiązana z systemem kapitalistycznym, gdyż nie pozwala na wynagradzanie za „dzieło reprodukcji” (aktywistka opowiada się za wprowadzeniem „płacy reprodukcyjnej dla wszystkich kobiet”). "Dla tego odłamu feminizmu nie chodzi bezpośrednio o interesy kobiet czy środowisk LGBT ale uderzenie w heteroseksualność jako podstawę systemu ekonomicznego" – czytamy na portalu pch24.pl.
Inna działaczka Tamar twierdzi z kolei, że wyjście z heteroseksualizmu, „jest niczym innym jak przezwyciężeniem niewoli”. Sam podział na kobiety i mężczyzn jest ich zdaniem nienaturalny i stanowi owoc sztucznej "polityki heteroseksualizmu".
Czytaj też:
"Jestem coraz bardziej przerażony". Warzecha o SpurekCzytaj też:
Los krów determinuje ich... płeć? Wypowiedź Spurek hitem internetu