– Wojtek nie był za bardzo zadowolony na początku, mówił: "No jak ty to sobie wyobrażasz, że wyjedziesz i będziesz w tej Warszawie cały czas siedziała? A kiedy ja będę widział Liama?" – wyznała piosenkarka.
– No więc wiadomo, to była trudna decyzja, ale w głębi serca czułam wielką radość. Bardzo fajnie to się później poukładało – wyznała. W pewnym momencie rozmowa całkiem zeszła na jej małego synka. Wtedy właśnie prowadząca program Anna Kalczyńska nieopatrznie nazwała go "Lajamem", co bardzo oburzyło Marinę. – Liama, Liama, nie Lajama. Kto w ogóle wymyślił "LA JAM"? To jest LIAM! – sprostowała urażona.
Później na Instagramie próbowała całą historię wyprostować i jak zwykle swoje pretensje skierowała pod adresem mediów. – Wiadomo, zawsze chodzi o to samo, żeby zrobić ze mnie jakąś idiotkę, która na coś takiego reaguje w taki sposób, bardzo emocjonalny – stwierdziła. To nieprawda, że media robią z niej idiotkę. One ją tylko cytują. Bardzo wiernie.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.