„Wstrząsający manifest chrześcijańskiego nihilizmu” – czy takie określenie dotyczyć może książki Jarosława Marka Rymkiewicza? A jednak, takie właśnie zdanie odczytujemy na okładce wydanego właśnie pańskiego eseju „Przez zwierciadło”. Jest to właściwie wznowienie…
„Przez zwierciadło” napisałem jesienią roku 1992, a w roku 1993 opublikowałem ten esej (jeśli jest to esej – bo to właśnie raczej rodzaj manifestu, rodzaj wykładu schrystianizowanego nietzscheanizmu – chrystianizowanie Nietzschego to oczywiście pomysł trochę obłędny) w miesięczniku „Twórczość”. Do pierwszego wydania książkowego doszło dopiero po 11 latach – w roku 2003, ale i wtedy na tę małą książeczkę prawie nikt nie zwrócił uwagi. No i dobrze. Trzeba choć raz w życiu napisać coś takiego, co prawie nikogo nie zainteresuje i czego prawie nikt nie przeczyta. Teraz „Przez zwierciadło” wydała jeszcze raz fundacja Evviva L’arte. Jest taki wiersz wielkiego poety amerykańskiego Ezry Pounda, w którym pisze on, że układa swoje wiersze dla dwojga czy trojga czytelników i może ktoś zechce je jeszcze przeczytać, ale to go nie obchodzi. Świecie, jak mi cię żal, że nie znasz tych trojga ludzi – takim mniej więcej zdaniem kończy się ten wiersz. „Przez zwierciadło” to właśnie taki przypadek – chcecie, to czytajcie, ale nie musicie, bo wystarczy mi, że sam siebie przeczytam i że w trakcie tej lektury sam z siebie oraz z mojego życia coś pojmę. Zalecałbym młodym ambitnym pisarzom takie właśnie pisanie.
„Przez zwierciadło” odczytać można jako rzecz o niedoskonałościach naszego języka, które utrudniają czy uniemożliwiają nam – ludziom – zrozumienie boskości poprzez Pismo Święte, ale można też skupić się na zawartych tam pytaniach o sprawy ostateczne. A wtedy jest to książka dla każdego.
Czy to będzie, czy to w ogóle może być książka dla każdego, to się dopiero kiedyś okaże. Ja się tego nie dowiem. Ma pan jednak rację. To jest książka pytań ostatecznych, bo ona pyta o to, jaki jest nasz status istnieniowy – kim my jesteśmy. I odpowiada – jesteśmy naszym językiem; jesteśmy tylko tym, co dzięki językowi wiemy o sobie i o świecie. Od kiedy, w tajemniczym procesie ewolucji, przestaliśmy być zwierzętami (choć w pewnym sensie nadal nimi jesteśmy – bo rodzimy się i umieramy, dokładnie tak samo jak zwierzęta), staliśmy się tworami językowymi.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.