Otóż pan ten poprosił, abyśmy opublikowali w „Historii Do Rzeczy” słynne zdjęcie zrobione w 1939 roku w Brześciu Litewskim. Chodzi o fotografię, na której wspólną niemiecko-sowiecką defiladę zwycięstwa odbierają generał Heinz Guderian i kombrig Siemion Kriwoszein.
„Pierwszy był niemieckim hitlerowcem, a drugi żydowskim bolszewikiem” – powiedział pan zadający pytanie. – Może warto o tym Żydom przypomnieć!” – dodał. (cytuję z pamięci)
Zdjęcie oczywiście chętnie opublikujemy, ale ja nie mieszałbym do tej sprawy innych Żydów. Siemion Kriwoszein był bowiem przede wszystkim bolszewikiem. Czyli członkiem internacjonalistycznego gangu zbrodniarzy, którzy – wstępując w jego szeregi – odrzucali swoją narodowość. Stawali się renegatami. Kombrig Kriwoszein, gdy 17 września 1939 roku poprowadził swoich bojców na „pańską Polszę”, wykonywał rozkazy centrali międzynarodowego komunizmu w Moskwie. A nie jakiś tajnych władz czy instytucji żydowskich. O defiladę w Brześciu powinniśmy mieć więc pretensję do Sowieciarzy, a nie do Żydów.
W Polsce często można spotkać się z wyliczeniami ilu to Żydów pracowało w rozmaitych sowieckich instytucjach, na czele z aparatem czerwonego terroru. Na przykład zbrodnie UB – w którym rzeczywiście na kierowniczych stanowiskach występowała znaczna nadreprezentacja osób pochodzenia żydowskiego – nazywa się czasami „zbrodniami żydo-komunistycznymi” czy wręcz „żydowskimi”.
Podobne podejście jest dla Polaków dość ryzykowne. Stosując bowiem tę logikę gigantyczne zbrodnie Czerezwyczajki, do których dochodziło w trakcie rewolucji 1917 roku i wojny domowej, musielibyśmy nazwać… zbrodniami polskimi.
Na czele tej ponurej, ludobójczej formacji stał bowiem nasz rodak, szlachcic z dziada pradziada, Feliks Edmundowicz Dzierżyński. Polacy w CzeKa zajmowali również wiele innych eksponowanych stanowisk. Żeby wymienić tylko Wiaczesława Mienżyńskiego, Jana Olskiego, Stanisława Redensa (szwagier Stalina!) czy Ignacego Dobrzyńskiego-Sosnowskiego.
Nikt przy zdrowych zmysłach zbrodniami popełnionymi przez to szemrane towarzystwo nie obciąża jednak Polski. I słusznie! Byłoby to bowiem nie fair. Polacy potępiają Krwawego Feliksa i wykonujących jego rozkazy oprawców, uważając tych ludzi za godnych pogardy renegatów i zdrajców.
Nie widzę więc żadnego powodu żeby inne kryterium oceny stosować wobec tych komunistów, którzy wywodzili się z narodu żydowskiego. Bądźmy konsekwentni.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.