Odwołany szef Filmoteki Narodowej: Nieprawdziwe zarzuty, konsultuję się z prawnikiem

Odwołany szef Filmoteki Narodowej: Nieprawdziwe zarzuty, konsultuję się z prawnikiem

Dodano: 
fot. zdjęcie ilustracyjne
fot. zdjęcie ilustracyjne Źródło: Flickr / Alexandre Chassignon/(CC BY-SA 2.0)
Bardzo przykre było dla mnie stanowisko ministerstwa. Zawierało nieprawdziwe wobec mnie zarzuty. Konsultuję z prawnikiem kwestie odszkodowawcze – mówi portalowi DoRzeczy.pl Dariusz Wieromiejczyk, b. szef Filmoteki Narodowej - Instytutu Audiowizualnego.

Stał się Pan bohaterem publikacji „Gazety Wyborczej”, która pisze, że stracił Pan stanowisko z uwagi na „film o wibratorach”. Zgoła odmienną opinię wyraziło w oświadczeniu Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Jak to było więc z tym zwolnieniem?

Dariusz Wieromiejczyk: Jeśli chodzi o „Gazetę Wyborczą”, to nie będę tego komentować. Nie zamierzam odnosić się do licznych dziś publikacji medialnych. Natomiast bardzo przykre było dla mnie stanowisko ministerstwa. Zawierało nieprawdziwe wobec mnie zarzuty. Konsultuję z prawnikiem kwestie odszkodowawcze. To zaskakujące, że ministerstwo opublikowało tyle bezpodstawnych informacji. Mój prawnik starannie analizuje te oświadczenia i sugeruje dalsze kroki.

Jednak w piśmie ministerstwa są konkretne zarzuty. Przyznać trzeba, że są dosyć mocne.

Są to raczej mocne sformułowania, pozbawione konkretnej treści. Bardzo niejasne i ogólne. Spójrzmy na poszczególne zdania, punkt po punkcie. „Powodem odwołania dyrektora było naruszenie obowiązków na zajmowanym stanowisku oraz naruszenie przepisów prawa” – pisze ministerstwo. Ale jakich obowiązków – już nie precyzuje. Jakiego prawa – tu jest dodane dalej, że Kodeksu Pracy. Nie jestem prawnikiem, ale Kodeks Pracy to są konkretne przepisy, zapisy. Tu nie jest wyszczególnione, jaki przepis rzekomo złamałem.

Nie ma konkretnego paragrafu, ale jest wyraźnie napisane, że „w zakresie zatrudniania zastępców dyrektora oraz zasad wynagradzania kadry zarządzającej”.

I to jest najciekawsze!

Dlaczego?

Bo ja mam tych samych zastępców od kilku lat! Zatrudniłem ich w 2017 roku i teraz ministerstwo pisze, że to było naruszenie prawa? Może byli to jacyś „podziemni” dyrektorzy, działający w ukryciu przed organem nadzorującym? A na poważnie, to według statutu i struktury organizacyjnej FINA, zastępców ma być czterech. Ja w celu oszczędności zatrudniłem w ostatnich latach trzech, a więc trzy osoby pracowały za cztery. Dodajmy, że w instytucjach, które połączyłem, czyli NINIE i Filmotece Narodowej łącznie pracowało dwóch dyrektorów i siedmiu zastępców. Teraz jest trzech. Więc myślę że tym względzie skutecznie oszczędzałem pieniądze podatnika.

Ale nastąpiło tam – według ministerstwa naruszenie ustawy o finansach publicznych?

No, ale nie jest napisane, ani w jakim punkcie, ani w którym momencie. Jest znowu bardzo mocne, ale mgliste sformułowanie – naruszenie ustawy o finansach publicznych. Nie ma zaś słowa wskazówki, kiedy i jak to naruszenie miało wyglądać. Jest wreszcie zdanie, że naruszyłem ustawę o organizowaniu i prowadzeniu działalności kulturalnej To oczywiście słowa efektownie brzmiące, ale całkowicie niejasne.

Nie otrzymywałem z ministerstwa żadnych sygnałów, że coś jest oceniane krytycznie, żadnych upomnień i wskazówek. Nie umiem się do tego zarzutu konkretnie odnieść, bo nie wiem, kiedy nastąpiło i w jaki sposób to naruszenie ustawy miało wyglądać. Podobnie jest z zarzutem o to, że „dyrektor nie realizował statutowych obowiązków”. Obszarów statutowej działalności FINA jest bardzo wiele, z jednymi zadaniami radziliśmy sobie na pewno lepiej, z innymi mniej dobrze. Co nie podobało się ministerstwu? W jakim okresie? Nikt mi niczego nie sygnalizował na piśmie.

Jest najpoważniejszy chyba zarzut – chodzi o premie. „Dla ministerstwa nie do zaakceptowania było wypłacenie przez dyrektora FINA ponad pół miliona złotych nagród i premii w instytucji w roku pandemii (w tym kilkudziesięciotysięczne nagrody dla dyrekcji instytucji)” - czytamy.

Owszem, brzmi poważnie, że oto w pandemii, dano pół miliona złotych nagród. Ale – proszę zwrócić uwagę na jeden bardzo poważny fakt – te pół miliona złotych były przyznane dla 220 pracowników. To statystycznie wychodzi rocznie około trzech tysięcy złotych na pracownika! Od razu uprzedzę pytanie, owszem, premie motywacyjno-uznaniowe były zróżnicowane. Ale taki jest ich sens! Jedni dostawali mniejsze premie, inni większe, niektórzy (zdecydowana mniejszość załogi) – żadnych. Były one w ogromnej części wnioskowane i rozdzielane przez kierowników działów i moich zastępców.

Kto ocenia pracowników lepiej, niż ich bezpośredni przełożony? Dodam, że pracownicy NINATEKI, która znalazła się dziś pod niezrozumiałą dla mnie krytyką, otrzymali godziwe nagrody. Pamiętajmy, że w związku z pandemią zasięgi portalu NINATEKA wzrosły wielokrotnie Ten zespół osiągnął wymierny sukces. W marcu i kwietniu 2020 się w pierwszej dziesiątce polskich portali VOD (uwzględniając portale komercyjne). Niewielki, pozornie niszowy portal, pokazujący w większości kino dokumentalne, trudne - obsługiwany przez garść osób, zrobił w ubiegłym roku oszałamiające wzrosty widowni. Ja mogę premii od Ministerstwa nie dostać. Ale pracownikom którzy odnoszą spektakularny sukces trzeba nagrodę dać. Premie motywacyjne są podstawowym narzędziem menadżera.

Dobrze. Jednak ministerstwo nie podważa nagród jako takich, ale przyznanie ich w czasie pandemii

Premie te zazwyczaj nie przekraczały wysokości jednej pensji, w szczególnych, bardzo rzadkich przypadkach – dwóch. Przecież moi pracownicy w kinach, w zespole organizacji wydarzeń w obsłudze technicznej, w pracowniach rekonstrukcyjnych, archiwach - nie mogą pracować zdalnie. Pracują wśród ludzi, choć naturalnie, stosujemy rygorystyczne procedury sanitarne. Ludzie Ci mają przecież w rodzinach osoby schorowane, starsze. To był czas, gdy pracownicy okazywali prawdziwy hart ducha. Nie wyobrażam sobie, byt tego ich poświęcenia nie docenić. Właśnie teraz, gdy jest im najtrudniej. A nagroda motywacyjna jest właśnie takim docenieniem.

A ile wyniosły te najwyższe nagrody i nagrody dla dyrektorów, bo to one są wymienione w piśmie z ministerstwa?

Najwyższe wyniosły dwukrotność pensji. Dotyczy to także dyrektorów. Moim zdaniem rodzajem manipulacji jest określenie „nagrody dla dyrekcji”. Bo czytelnikom wydaje się, że tu chodzi o nagrodę dla mnie. Otóż nie – dyrektor instytucji dostaje, bądź nie, swoją nagrodę z ministerstwa. W czasie swojego kilkuletniego urzędowania nagrodę dostałem raz. W wysokości miesięcznej pensji. Dwa lata temu.

Pamiętajmy też, że ministerstwo nigdy nie zakazało, w sposób formalny i jednoznaczny instytucjom podległym przyznawania premii. To nie są jednostki administracji publicznej. Mają prawo prowadzić własną politykę wynagrodzeń i nikt im tego prawa formalnie nie odebrał. Minister mógł wysłać pismo, zakazujące przyznawania nagród. Ja takiego dokumentu nie widziałem. Owszem, poinformowano mnie, że swojej nagrody nie dostanę. Pomyślałem – trudno.

No, ale tu jest kilkadziesiąt tysięcy dla dyrekcji.

Proszę zauważyć, że mam trzech zastępców, do tego w skład dyrekcji wchodzi główna księgowa, więc jak się kwoty podzieli, to wychodzą wielkości wspomniane wyżej. W grę wchodzą także statutowe nagrody jubileuszowe. Nie sposób ich nie wypłacić. Informacje rozsyłane mediom przez ministerstwo mogą być mylące i krzywdzące dla wielu. Jest jeszcze inna sprawa.

Jaka?

Przez dwa miesiące trwała u nas wielka kontrola – drobiazgowy ministerialny audyt. Zaczęła się z początkiem roku. Trwała bardzo długo, bo do końca lutego. Była niezwykle energiczna i wnikliwa, dotyczyła wszystkich obszarów działalności. Ja nie dostałem do dziś żadnego protokołu wynikowego, żadnych wniosków pokontrolnych, napomnień, wskazań. Sporządzenie takiego dokumentu jest obowiązkiem kontrolerów. Po jego otrzymaniu, instytucja ma kilka dni, by się do wyników kontroli oficjalnie, w oparciu o stosowne dokumenty źródłowe i wyjaśnienia pracowników merytorycznych odnieść. Żadne wnioski pokontrolne do FINA, przed moim odwołaniem, nie dotarły. Z tego, co wiem, nie ma ich do dziś. Dlaczego nie przedstawiono ich i nie dano mi możliwości złożenia gruntownych, opartych na zasobach instytucji, wyjaśnień? I wreszcie – na dokumencie mojego odwołania, nie wskazano żadnej przyczyny tego odwołania. Po weekendzie minister znalazł takie przyczyny? Po wybuchu kryzysu wizerunkowego i fali krytyki w mediach?

Dlaczego ministerstwo miałoby to robić?

Trudno powiedzieć. Dla ratowania wizerunku? Rozumiem, że jest z tym problem. Ale bardzo bym nie chciał, żeby ministerstwo ratowało swój wizerunek kosztem mojego dobrego imienia i zawodowej reputacji. Dlatego podejmę kroki prawne. I apeluję do ministra o zaniechanie takich praktyk.

Czytaj też:
Dariusz Wieromiejczyk: Chcę robić rzeczy dla Polaków

Źródło: DoRzeczy.pl
Czytaj także