– Myślę, że przy całej dyskusji o aferze podsłuchowej zbyt wiele uwagi poświęcamy ludziom, którzy to nagrali i temu, jakie poniosą konsekwencje, niż temu co jest ważniejsze – co jest zarejestrowane na tych taśmach – zaznaczał.
Biznesmen Marek Falenta został skazany przez Sąd Okręgowy w Warszawie na 2,5 roku bezwzględnego więzienia w tzw. aferze podsłuchowej. Prokuratura domagała się kary półtora roku więzienia w zawieszeniu i 540 tys. zł grzywny. Obrona chciała uniewinnienia. Sąd odstąpił za to od ukarania kelnera Łukasza N., który współpracował z prokuraturą. Mężczyzna ma wpłacić 50 tys. zł na cel społeczny. Z kolei drugi kelner Konrad Lassota został skazany na 10 miesięcy więzienia w zawieszeniu oraz karę grzywny.
Czytaj też:
2,5 roku więzienia dla Falenty. Są wyroki ws. afery podsłuchowej
– Kara jest bardzo wysoka. Sąd pokazał, że pewne standardy, które złamali kelnerzy i pan Falenta nie powinny zostać złamane – ocenił Wybranowski. – Ważniejsze od ten całej kary jest jednak to, o czym mówiono i co zarejestrowały te taśmy – podkreślał.
– Nikt nie stanął przed sądem, podobnie jak nikt też nie stanął przed sądem ws. innej afery - podsłuchiwania dziennikarzy w czasie rządów Platformy Obywatelskiej. Mnie troszeczkę dziwi, że nie wyciągnięto konsekwencji ws. bulwersujących rozmów np. Krzysztofa Kwiatkowskiego i Kulczyka czy Radka Sikorskiego i Kulczyka, gdzie wręcz mówiono, w jaki sposób osłabić państwo polskie, zaryzykować upadłość polskich kopalń, polskiej energetyki po to, by pewien wpływowy biznesmen mógł robić doskonałe interesy z Unią Europejską – stwierdził dziennikarz "Do Rzeczy". – Taśmy pokazały działania na szkodę państwa polskiego, w których uczestniczyli czy chcieli pośredniczyć członkowie polskiego rządu. Nie wyciągnięto żadnych konsekwencji, a część mediów udawała, że sprawy po prostu nie ma – podkreślał.