Pasażerowie opuszczają samolot i kierują się do kontroli paszportowej. Przy okienku okazuje się, że jeden z pasażerów nie posiada wymaganej wizy. Nazywa się Leon Szalet i jest polskim Żydem z Żelechowa, który pracował w Berlinie jako pośrednik w handlu nieruchomościami.
Zagrożony aresztowaniem przez gestapo, przeczuwając zbliżającą się wojnę – podjął śmiałą próbę ucieczki z III Rzeszy. Jakimś cudem dostał się na pokład samolotu do Wielkiej Brytanii. Udało mu się wykorzystać ostatnią szansę aby znaleźć się w wolnym świecie. Z dala od wrzeszczących gestapowców, swastyk, obozów koncentracyjnych, pałek i szkła z rozbitych szyb.
Na lotnisku w Londynie Leon Szalet przeżył jednak szok. Brytyjscy urzędnicy imigracyjny – z wrodzoną flegmą i obojętnością – oświadczyli mu, że… bez wizy nie mogą go wpuścić na terytorium Zjednoczonego Królestwa. Na nic zdały się prośby i zaklęcia. Tłumaczenie, że grożą mu straszliwe prześladowania ze strony NSDAP, bicie, tortury, być może śmierć. Brytyjczycy byli niewzruszeni.
Leon Szalet został zapakowany w najbliższy samolot do Berlina i odesłany z powrotem.
„Dwa tygodnie później – pisze prof. Nikolaus Wachsmann w książce „KL. Historia nazistowskich obozów koncentracyjnych” – powitał go w obozie w Sachsenhausen tłum wrzeszczących SS-manów, którzy „rzucili się na niego jak dzikie bestie”. Szalet został pobity do nieprzytomności przez jednego z blockführerów. Wieczorem pierwszego dnia, po kilku godzinach maltretowania, on i inni nowi więźniowie zwalili się na sienniki w barakach. Ale niewielu zdołało zasnąć: koszmar ostatnich godzin i strach przed tym, co ich czeka, nie dawały im spać.”
Był 13 września 1939 roku. Wielka Brytania od dziesięciu dni znajdowała się w stanie wojny z III Rzeszą. Jak wiadomo walczyła z Hitlerem w obronie „europejskich wartości” – demokracji, humanizmu, współczucia. Zwykłej ludzkiej przyzwoitości.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.