Publicysta „Do Rzeczy” podkreślił, że opinia publiczna, a szczególnie jej prawa część jest zawsze podejrzliwa, jeżeli coś było w sposób nieuzasadniony ukrywany na tak dużą skalę. – Ma ku temu powody, bo mieliśmy przypadki absolutnie dziwnych manewrów koło zbioru zastrzeżonego. Kazus pana Zelnika pobudza wyobraźnię. Można się zastanawiać, czy w jakichś wypadkach ludzie ze służb nie chcieli ukryć teczki – ocenił.
Semka stwierdził, że im więcej było takich materiałów niejawnych oraz im bardziej doprowadzono do absurdu, tym bardziej tworzyło to podejrzliwość. Jak dodał, wielu publicystów chłodziło nastroje, aby nie zakładać, że ujawnione dokumenty wyjaśnią wiele epizodów III RP i dalej tworzyć legendę. – Naprawdę nie wiemy, co się tam pojawi. Mówiono też, że istnieje nadzieja, że ileś tropów do mordów księży będzie znajdzie tam wstęp. Istniała też druga plotka, że w tych dokumentach może znajdują się tropy dotyczące agentury wśród osób duchownych – powiedział.
Dziennikarz przypomniał, że sprawa lustracji osób duchownych wywołuje w Kościele wiele kontrowersji. Jak powiedział, rozmaite wyjaśnienia wiązano dot. statusu zbioru zastrzeżonego wiązano także z delikatną sytuacją osób duchownych. – Powiem brutalnie, że sposób wykonania lustracji w Kościele był daleki od sposobu, który trafił mi do przekonania. Czas robi swoje. Bohaterzy tych wydarzeń schodzą już z życia nie tylko publicznego, ale i ziemskiego – stwierdził.
Czytaj też:
IPN: Opublikujemy wykaz zbioru zastrzeżonego, a nie jego treść