Przez kilkadziesiąt lat magazyn „Film” w swej tradycyjnej formie kształtował pokolenia miłośników kinematografii. Wieloletnia obecność na rynku i współpraca z pasjonatami kina stała się gwarantem bogatej merytorycznie i atrakcyjnej dla miłośników kina treści. I choć świat nieustannie się zmienia, to pasja do kina, dbałość o najwyższą jakość materiałów, właściwy poziom artykułów i wsłuchiwanie się w głos najlepszych ekspertów to wartości ponadczasowe.
Magazyn „Film” w swej historii, czasach reglamentowanego papieru i druku, czasach cenzury i różnych ustrojów politycznych, bywał tygodnikiem, dwutygodnikiem, miesięcznikiem, dwumiesięcznikiem a czasem zwyczajnie się nie ukazywał a w chwili obecnej posiada jedynie stronę internetową. Biblioteka tytułu „Film” docelowo ma zawierać 67 lat historii - czyli ponad 2500 wydań magazynu. Do dziś udała się digitalizacja i publikacja 22 roczników, czyli 492 wydań FILM-u.
Tym bardziej pragniemy podzielić się z Państwem historią p. Andrzeja Mytko, naszego Czytelnika, który postanowił przekazać nam aż 55 roczników magazynu "Film"! Oto ona (publikujemy ją w całości, pisownia oryginalna):
Historia zbioru roczników „Filmu”
Siłą mediów społecznościowych jest docieranie do milionów odbiorców. Dzięki natrafieniu na Facebooku na informację o projekcie „FILMOPEDIA” – digitalizacji 67 lat wydawania magazynu „Film” – moje serce kinomana zabiło szybciej. Za fantastyczny uznałem pomysł skompletowania i udostępnienia na stronie filmopedia.org wszystkich wydań „Filmu” w niezmienionej, oryginalnej formie. Ten periodyk o kinie towarzyszył mi od najmłodszych lat i jakież był moje zdziwienie, gdy przeczytałem apel o pomoc w dotarciu do poszczególnych numerów, gdyż dotąd udało się zdigitalizować 22 roczniki. Przecież w moich rękach jest zbiór 55 roczników – od nr 1 z 1946 roku do ostatniego z 2000 roku. Jak do tego doszło, że taki „skarb” posiadałem?
Wszystko zaczęło się przed wojną, gdy moja mama Lubomira wówczas Namysłowska (po mężu Mytko) jeszcze jako nastolatka zaczęła interesować się kinem, czytając przedwojenne periodyki filmowe i chodząc do kina „Polonia” w Środzie Wielkopolskiej. Ciekawostką jest fakt, że taką nazwę temu przybytkowi X muzy nadał niemiecki właściciel bardzo szanowany przez mieszkańców. W czasie II wojny światowej jako 12-latka Mama moja została skierowana do pracy przymusowej w przejętym przez Niemców sklepie spożywczym, a w ich ręce wpadło także kino i musiała Ona – miłośniczka filmu – pracować jako bileterka. Jak można przeczytać na stronie Kina „Baszta”, bo taką nazwę nadano mu w 1960 roku „mimo grożących obu stronom restrykcji, nowi niemieccy właściciele zainteresowani zyskiem niejednokrotnie przymykali oko na przemykających do kina średzian”.
Powojenny okres w życiu Mamy Lubomiry przyniósł wiele zmian (młodo wyszła za mąż i owdowiała, dostała nakaz pracy i zamieszkała w Człuchowie, tu wyszła za mąż za mego ojca, pod koniec życia przeniosła się do Poznania), bez względu na czasy w jakiej przyszło jej żyć, miłość do filmu nie słabła. Rzeczą naturalną było więc czytanie „Filmu”, każdy numer poczynając od tego z Danutą Szaflarską na okładce był pieczołowicie przechowywany, a pomimo zajmującej coraz więcej miejsca kolekcji, przy każdej przeprowadzce jechał z nią. Periodyk ten w kiosku Ruchu w Człuchowie była odkładany do tzw. „teczki”, a treści w nim zawarte sądzę, że nie tylko moich rodziców przenosiły w trochę lepszy świat. W małej miejscowości jaką był Człuchów, poniemieckiej miasteczko na Pomorzu, kino „Uciecha” było odskocznią od zgrzebnej rzeczywistości lat 50 tych czy 60 tych, recenzje czytane w „Filmie” wskazywały na co „pójdziemy do kina”. To, co „FILMOPEDIA” chce zrobić, to przywróci świadomość tego, z jakimi filmami stykali się kinomaniacy na przestrzeni 67 lat periodyku.
Swoją filmową miłością zaraziła mnie Mama. W dorosłym życiu kontynuowałem kolekcjonowanie najstarszego polskiego pisma o kulturze filmowej, tym bardziej gdy na studiach polonistycznych na UAM w Poznaniu trafiłem pod skrzydła wówczas dr Marka Hendrykowskiego, prowadzącego zajęcia z filmoznawstwa, a pracę zawodową rozpoczynałem jako instruktor filmu w „Pałacu Kultury”, a później w ODK „Jagiellonka”. Ten osiedlowy dom kultury na przełomie lat 70/80 prowadził kino, w którym działał DKF. Tu rozwijałem swoja pasję z nieodłącznym „Filmem” w ręku. Dzięki tej pracy (czasami trzeba było zastąpić kinooperatora) miałem możliwość zetknąć się z ludźmi kina, a największym przeżyciem było spotkanie z Andriejem Tarkowskim, który odwiedził Poznań w drodze na zachód.
„Film” jako pismo zmieniał swój charakter, co odzwierciedlało ewolucję kina w ogóle, repertuar multipleksów, dla mnie wychowanym na Fellinim, Viscontim, Bergmanie, Szukszynie, Menzlu czy Wajdzie, nie dawał mi już tej aury obcowania ze sztuką przez duże „S”. Dzisiaj sięgam do archiwów filmowych, aby przywołać dawne przeżycia i zapragnąłem podzielić się „skarbem” moim i Mamy. Przekazałem zachowane w świetnym stanie wszystkie numery „Filmu”, aby pomysłodawcy projektu „Filmopedii” następnym pokoleniom udostępnili cząstkę spuścizny kultury polskiej, jednocześnie zachowując od zapomnienia wkład, jaki wnieśli w nią ci, którzy chodzili do kina.