Między mnożącymi się na ekranie egzekucjami, upiornie cukierkową scenografią i chwytliwym hasłem „bogaci to dranie” dotyka serial „Squid Game” paru ciekawych kwestii. Wątpię jednak, by widzowie mieli czas się nad nimi zastanawiać, bo widać już, że południowokoreański hit serialowy Netflixa zaczął funkcjonować jako tzw. fenomen fanowski. Świadczy o tym choćby internetowy wysyp strojów na Halloween inspirowanych kostiumami z serialu, seria gadżetów w Walmarcie, turecka gra na smartfony i tak dalej. Ekstaza fanowska wyklucza refleksję, chodzi o fun, fun, fun. Niczym fani Naomi Klein zakładający koszulki z logo „No logo” miłośnicy „Squid Game” rzucili się ochoczo w wir zarabiania pieniędzy – dla innych. Dla bogaczy, którzy im tego kalmara rzucili na pożarcie. Dla Netflixa i jego licencjobiorców. Sprawiając, że mało oryginalna teza serialu: biedak dla pieniędzy zrobi wszystko, blednie przy definiującej nasze czasy frazie: „Biedak nie przegapi żadnej okazji, żeby dać komuś na sobie zarobić”.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.