Teraz fala zapowiada się na dłużej, ale jest tak intensywna, że nie ma co czekać. Chodzi o śmierć ciężarnej matki, która zmarła z powodu sepsy. Miała ona problemy z dzieckiem o nieusuwalnych wadach, powodujących niezdolność do życia i małe szanse na donoszenie płodu. Brak terminacji ciąży miał spowodować nieodwracalne zakażenie organizmu matki.
I się zaczęło. Ten niewątpliwie tragiczny przypadek wzniósł falę ideologicznego wzmożenia. Odezwały się uśpione błyskawice – miało się okazać, że zmarła matka jest ofiarą „trybunału Przyłębskiej”, Kaczyńskiego i Kai Godek. Bo ten tragiczny przypadek zbiegł się z przedłożeniem Sejmowi obywatelskiego projektu ustawy zaostrzającej zakaz aborcji. No – tu pierwsza wątpliwość – czy się zbiegł, czy został zbiegnięty? Do nieszczęścia doszło 22 września i akurat media to odkryły ponad miesiąc później, w trakcie debatowania nad ustawą Godek. Czyli jest tu dziwna, bo odłożona koincydencja. No, bo przecież sprawa jest tak spektakularna, że wystrzeliłaby na dzień po ujawnieniu. Tu trzeba było medialnie poczekać.
Ale jak już, to ruszyło z kopyta. Wszędzie, jak na komendę, powtórka z poprzednich błyskawicowych tez plus dowód z rzeczywistości – mamy niewinną ofiarę orzeczenia Trybunału i, szerzej, antyaborcyjnego szaleństwa ekstremistów z PiS-u. Doszło już do argumentów granicznych. Ale ta jednobrzmiąca, histeryczna nawet już nie argumentacja, ale raczej emocjonalna szczujnia zaostrzyła mój podejrzliwość w mym umyśle i pozwoliłem sobie wrócić do meritum. Czyli jak to z tym prawem jest?
Kiedy oglądałem medialny lincz dwie na jednego, jaki w programie „Kropka nad i” urządzono zaproszonemu tam posłowi PiS-u zastanawiałem się, czy w ogóle ktoś mówi o jakimś prawie, czy tylko o emocjonalnych poruszeniach wzmożonych pań. Otóż to wszystko nie jest prawdą. Trybunał Konstytucyjny w zeszłym roku zlikwidował jedynie aborcję eugeniczną dopuszczającą tę przesłankę do tego czasu w ustawie, a sprzeczną z Konstytucją. Co było oczywiste. Tak samo co do zakresu orzeczenia TK, jak i jego zgodności z zapisami Konstytucji.
Dzisiaj sugeruje się, że lekarze nie podjęli działań, bo ich do tego zmuszała interpretacja TK z zeszłego roku, choć ona nie dotyczyła naszej tragicznej sprawy. Ta obecna tragedia wydarzyła się najprawdopodobniej z powodu błędu lekarskiego. W prawie do dziś, nie zmienionym przez TK w tej mierze, bo tego zeszłoroczne orzeczenie nie dotyczyło, lekarze, w przypadku zagrożenia życia i zdrowia matki, mają ratować jej życie, nawet dokonując aborcji płodu, który jest powodem takiego stanu rzeczy. Tym bardziej wtedy, kiedy stan dziecka nie wymagał wyboru pomiędzy życiami dziecka i matki, bo dziecko nie miało szans na przeżycie. I tak było i w tym przypadku. Żaden Trybunał do niczego lekarzy nie zmuszał, zaś ustawa mówi jasno – ratujemy matkę.
Strona politycznie ubolewająca wie o tym doskonale, ale akolici już niekoniecznie. No, bo ich główne źródło jak nie powie, że coś istnieje, to tego nie ma. Dlatego pojawiają się ostatnio inne wątki. Że może i tak tam w tym prawie literalnie nie ma, że zmusza ono lekarzy do szafowania życiem matki. Ale jest duch, ogólna atmosfera, tu cytuję: „która zmroziła lekarzy”. To znaczy, że co prawda prawo nie zmusza do haniebnych zachowań, ale atmosfera ścigania za aborcję do ostatniego stetoskopu powoduje, że lekarze się obawiają interwencji i niech to się rozwiąże siłami natury, nawet z ryzykiem dla pary dziecko-matka.
No, tak to można bez końca, bo na duchu atmosfery, domniemaniu emocjonalnych motywacji braku reakcji lekarzy to można jechać bez końca. Ale tu był moim zdaniem ewidentny błąd i nie było na co czekać. Nie wiem czy w diagnozie, czy w czasie reakcji czy nie podjęciu – na czas – działań. Nie ma to nic wspólnego z „trybunałem Przyłębskiej”. Ale mleko histerii się rozlało. Szkoda tylko tej kobiety, jej rodziny i nienarodzonego dziecka, którzy nagle znaleźli się bez swej woli w centrum politycznej zadymy, która jak widać nie bierze jeńców, nawet jeśli miały to być same ofiary.
No dobra, niech będzie, że niepisana atmosfera prześladowania „zmroziła” lekarzy. No to spytajmy się skąd się ona wzięła? Czy odpowiadają za nią, jasne przecież, sprzeczne z atmosferą, przepisy? Czy może za te nieznośną atmosferę odpowiada strona strasząca ponad miarę, byleby tylko uzyskać takie emocjonalne poruszenie na skalę, którą można wyborczo zdyskontować? No, bo skoro jak widać nie przepisy a „klimat zmrożenia” doprowadził do tej tragicznej śmierci, to warto poszukać jego źródła, czyli… walnąć się we własne piersi? Ale nie, my walimy w bębny stereotypów i taktycznych okazji, tak mocno, żeby usłyszeli nas nawet w Brukseli.
Sprawa jest dla prokuratora, ale już czytam, że nie ma co się spodziewać sprawiedliwego śledztwa, bo to przecież Ziobro będzie robił, a wiadomo jaki on jest. A to oznacza nowy front – bez względu na ustalenia i tak będzie winien Kaczyński. Będziemy więc świadkami zażartej obrony lekarzy, nawet gdyby wyszło, że zamiast interweniować – grali w cymbergaja.
Ja już mam powoli dość tej medialnej zbieraniny, tych pistoletów naładowanych zawczasu, czekających tylko na klepsydrę jako hasło do palby, tych panienek graficzek, które już pichcą loga akcji i wynajdują hasztagi. Zebrały już się redakcje „w temacie”, przydzielono już zadania i różnicujące wątki. Co im tam tragedia rodziny, trumna, nad którą – chociażby do zakończenia śledztwa – trzeba by jednak pomilczeć? Tu mamy jazdę bez trzymanki, zaraz będą się dobijać do wywiadów z małżonkiem, by się określił jak trzeba. SMSy ofiary już mają.
Jesteśmy stadem baranów, których przed wilkami bronią nie pasterze, ale hieny. Ale czy hieny bronią przed wilkami, czy są jedynie ich przebranymi za pasterzy pomocnikami? Dziś doszła nowa kategoria – hien cmentarnej obłudy.
Wszystkie wpisy na moim blogu „Dziennik zarazy”.