Marsz w sprawie „Izy z Pszczyny” się odbył, czyli teatrum reaktywujące obumarły Strajk Kobiet, gdzie na selfikach (niektórzy z uśmiechami) lansowała się obowiązkowo opozycja. Do tego tysiące ludzi, których ta historia poruszyła. Ja już o tym swoje napisałem i nie będę rozwijał wątków powtarzalności tych rytuałów.
Aż wstyd powiedzieć – po obejrzeniu obrazków z manifestacji… pozwoliłem sobie na kilka weekendowych filmów. Miałem dokonać zmiany ciuchów z letnich na zimowe (robię tak zawsze kiedy pojawi się nieomylny znak nadejścia zimy, czyli mandarynki w sklepie), ale poległem, bo coś pokasłuję i słabuję, tak że o większych wysiłkach mowy nie było. A więc owoce, płyny i telewizja. Chyba pierwsza od miesiąca. I uderzyło mnie jedno. No, nie newsy, bo tych unikam od dawna, ale filmy. Amerykańskie.
Naszło mnie z drugiej strony. Wiele pisałem o przyczynach, zakresie i światowych konsekwencjach opuszczenia przez USA pozycji hegemona i światowego strażnika pax americana. Jaki on tam był taki był, zaś jego zmiana może spowodować, już widoczne nowe przetasowania, tworzenie się regionalnych mocarstw, z nowym, światowym, aspirującym, czyli Chinami. Co z tego wyjdzie to sprawa otwarta i do spekulacji. Dziś, po obejrzeniu ze dwóch filmów z okresu amerykańskiej dominacji zacząłem się zastanawiać nie jak to przeżyje świat, ale jak to przeżyją sami Amerykanie.
No bo ich świat, co najmniej od stu lat, a już na pewno od utraty pozycji mocarstwa przez Wielką Brytanię, jest (był?) światem nieuświadomionego dyskontowania swej pozycji hegemona. Dla gros Amerykanów był to chleb powszedni, oczywista oczywistość, pewnik, że takie są pozytywne rezultaty amerykańskiego stylu życia, a nie dominacji światowej i eksploatacji całych regionów. Te nie dość miłe fakty były przykrywane masową propagandą, że chodzi o misję demokratyzacji świata, która ma przynieść wszystkim pokój i dobrobyt. I że to właściwie Ameryka się temu poświęca wobec niewdzięcznego świata.
A więc mieliśmy dwie narracje, tak jak dwa filmy, które wyzwoliły u mnie takie refleksje. Po pierwsze – militarni zbawcy, obrońcy pokojowego świata. Ratujący go przed zagładą, w świecie zwaśnionym, głównie na poziomie religijnych czy narodowościowych ekstremizmów. Czyli z punktu widzenia Amerykanów z przyczyn kompletnie debilnych, z którymi społeczności rozwinięte (czytaj Amerykanie) dawno sobie poradziły. A więc taki George Clooney, w dodatku przystojniaczek, sfruwa z nieba na linie przyczepionej do helikoptera, by ratować świat gdzieś na jego zadupiu przed nim samym. Towarzyszy mu jakaś wylaszczona reporterka czy działaczka z USA i wszystko kończy się dobrze. Te mity odchodzą. Coraz bardziej świat i sama Ameryka ma świadomość, że dzisiejsza obecność militarna Stanów ma charakter nieskrywanego pilnowania interesów USA, a nie porządku światowego. Amerykanie ograniczają swoją obecność, bo nie mogą być wszędzie w świecie, który namnożył już ognisk zapalnych ponad miarę do opanowania.
Druga sprawa to dobrobyt amerykański. Do tej pory następny pewnik dla ichniego społeczeństwa. No tak, tam nie każdemu dobrze się żyło, ale ścieżka do dostatniego życia była najprostsza na świecie – kraj dla każdego, kto ma chęci, siły i zdolności. Ba, już w którymś pokoleniu kumulujący niezagrożony kapitał, czyli dziedziczący i pomnażający ten dobrobyt. Potęga klasy średniej, głównego filaru amerykańskiej gospodarki, była oczywista i jak już tam się dostałeś, to miałeś często albo spokój, albo drogę do klas wyższych, chyba, że coś się nie udało po drodze. Dla Amerykanów to było oczywiste: dobra szkoła, rodzina, dobra profesja, dom, jeden-drugi, samochody, dzieci do szkół i poranna kawa przed wyjściem do korpo. Kapitalizm amerykański by co prawda okrutny i ze szczytów można było spaść, dotkliwie potłuczywszy się, ale tak to jest na szczytach – wieje. Nie mówię, że nie pracowali ciężko. Pracowali. Ale wejście do systemu i zwroty z tej pracy były światowo nadmiarowe.
I to się teraz kończy. Nie dość, że Amerykanie spadli z podium dla beneficjentów światowej gospodarczej dominacji, to jeszcze zafundowali sobie w domu komunistyczny eksperyment polityczno-społeczny, anarchizujący podstawy ich działającego do tej pory jako tako systemu. I co się stanie z ich nawykami, z tym światem, który się kończy? Jak będzie z pracą? Ba – z rywalizacją kapitalistyczną, która napędzała cały układ, a dzisiaj jest traktowana jako systemowy rasizm, bo wszyscy mają być równi? Jak to się zamknie finansowo? Kiedy Biden drukuje piramidy pieniędzy, które w dodatku pójdą na spalenie w równościowym piecu przeróżnych akcji afirmacyjnych.
A więc Amerykanów czekają społeczne frustracje. Bo doszło do pechowej kumulacji – utraty dotychczasowego statusu, na którym były oparte relacje społeczno-gospodarcze oraz konsekwencji fatalnego wyboru Bidena. W dodatku wydobyci z pozornego poniżenia pozorni dyskryminowani będą mnożyli roszczenia, przechodzili ze społecznych na polityczne, w końcu na finansowe rządania i światową stolicę wolnego rynku zeżre social. A to smok, który chłepce każdą krew. I dawców, i w końcu biorców. Wyhodować go prosto, ale zabić już nie tak łatwo. My, przeżywszy komunizm stosowany, wiemy o tym bardzo dobrze. Ale też wiemy, że ci, którzy tego nie wiedzą skazani są na przeżycie tego zanim zrozumieją istotę tego potwora.
Przed nami (nimi?) nieciekawe czas. Będziemy te stare filmy amerykańskie oglądali jak jakąś piękną, ale naiwną bajkę o czasach mitycznie przeszłych. Może się i nad tą naiwnością uśmiechniemy, jakie to wszystko było nierzeczywiste, w tym swoim prostym (prostackim?) ułożeniu i porządku. Czy w USA, a te mają do tego inklinacje, w momentach zawahań dojdzie do samoizolacji Stanów, tak by przeczekać światowe burze? Czy to jest możliwe w dzisiejszym, zglobalizowanym świecie? Czy w Amerykanach jest jeszcze ten duch, czy wszystko zglajszachtowała poprawność polityczna, ten lewacki szantaż, któremu poddają się całe społeczności z powodu wpartego im poczucia winy przodków sprzed stuleci? Jeśli tak już zostanie, to znaczy, że ludzie ludziom zgotowali ten los i będzie to nie pierwszy w historii przypadek samounicestwienia się cywilizacji na własne życzenie.
Wszystkie wpisy na moim blogu „Dziennik zarazy”
Polecamy Państwu „DO RZECZY+”
Na naszych stałych Czytelników czekają: wydania tygodnika, miesięcznika, dodatkowe artykuły i nasze programy.
Zapraszamy do wypróbowania w promocji.
