MACIEJ PIECZYŃSKI: „Mam nadzieję, że pan Putin jest mądrym człowiekiem i mądrym przywódcą. […] Powinien zrozumieć, że Białorusini nie zaakceptują żadnych ustaleń, uzgodnionych przez niego z Łukaszenką, ponieważ nie uważają już Łukaszenki za swojego prezydenta” – stwierdziła pani podczas naszej ostatniej rozmowy dla „Do Rzeczy”, jesienią 2020 r. A co dziś myśli pani o Putinie?
SWIATŁANA CICHANOUSKA: Oczywiście od tamtego czasu sytuacja bardzo się zmieniła. W zasadzie już kilka miesięcy po tym, jak rozpoczęło się powstanie na Białorusi, stało się oczywiste, że Kreml dokonał wyboru i postanowił wspierać reżim Łukaszenki. Dziś już wiemy, że prawdziwym celem Moskwy jest ponowne podporządkowanie sobie państw byłego Związku Sowieckiego oraz umacnianie potęgi „rosyjskiego świata”. Nie jest ważne, co ja myślę o Putinie. Ważna jest opinia moich rodaków. Jeszcze do niedawna Białorusini nie mieli negatywnego stosunku do Rosji czy nawet do Kremla. Również dlatego, że większość z nich nieszczególnie interesowała się polityką. Dziś natomiast staje się oczywiste, że działania Kremla zagrażają bezpieczeństwu również Białorusinów…
A kiedy to się stało oczywiste? Po tym, jak Putin poparł Łukaszenkę w walce z rewolucją czy dopiero po inwazji na Ukrainę?
Przez półtora roku po sfałszowanych wyborach prezydenckich poziom sympatii prorosyjskich na Białorusi spadał, ale bardzo powoli. Mimo wszystko momentem przełomowym była jednak inwazja na Ukrainę. Białorusini bardzo się boją, że ich kraj może zostać wciągnięty bezpośrednio do wojny. Młodzi ludzie w wieku poborowym masowo uciekają za granicę. Jadą na Zachód, nie do Rosji. A to dlatego, że dziś na Białorusi Rosja kojarzy się z wojną, a Zachód – z pokojem.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.