Bojkot kultury rosyjskiej jest emocjonalnie zrozumiały, moralnie wątpliwy (bo walka z kulturą totalitarnego państwa ma też znamiona totalitarnych praktyk), a intelektualnie szkodliwy. Wroga bowiem trzeba znać. A literatura jest szczególnie wdzięcznym, pełnym i wyrazistym zwierciadłem „duszy rosyjskiej”. A właściwie „dusz” – zarówno tej, która korzyła się przed despotyzmem, jak i tej, która z nim walczyła. W warunkach niemal nieustającej – carskiej, następnie sowieckiej – cenzury to właśnie wybitni pisarze w demokratycznych krajach pełnili funkcję zarezerwowaną dla liderów politycznej, społecznej, medialnej opozycji czy niezależnej myśli naukowej i filozoficznej. Jednak nawet ci twórcy, których powszechnie – i słusznie! – uważa się za przeciwników tyranii, wrażliwych na krzywdę ludzką, często tę empatię tracą, gdy ofiarami tej samej tyranii padają już nie Rosjanie, lecz przedstawiciele narodów przez Rosję podbitych. Piewcy wolności stają się wtedy piewcami imperializmu.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.