wymarzonym świecie Rogera Watersa nie istniałyby drony, kapitalizm ani banki; nie istniałyby również media społecznościowe, które – wedle muzyka – niszczą relacje międzyludzkie. Gospodarka opierałaby się na odnawialnych źródłach energii, szybko zostałby rozwiązany zarówno kryzys migracyjny w Europie, jak i konflikt na Bliskim Wschodzie. I choć, oczywiście, zdarzają się Watersowi momenty zawahania nad oryginalnością własnych przemyśleń (tak jak w piosence „Broken Bones”, w której porównuje samego siebie do pełznącego po ścianie robaka i pyta retorycznie, kogo to wszystko obchodzi), to wciąż, mimo wszystko, przypomina tego byłego członka Pink Floyd, którego w połowie lat 90. w „Sekretnym dzienniku Rogera Watersa” obśmiał pewien wielbiciel, pisząc: „Wtorek. Wstawszy, przez godzinę myślałem o tym, jak wojna i siły rynku niszczą nasz świat” (...)
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.