Anatomia zła. Odejście znudzonego szatana (cz. I)
  • Piotr SemkaAutor:Piotr Semka

Anatomia zła. Odejście znudzonego szatana (cz. I)

Dodano: 
Jerzy Urban
Jerzy Urban Źródło: PAP / Paweł Supernak
Na czym polegał fenomen Jerzego Urbana? Co wyróżniało go spośród wielu ludzi, którzy kierowali propagandą obozu komunistycznego w Polsce?

Nawet na tle korowodu postaci z kolejnych ekip PRL był kimś wyjątkowym – człowiekiem ostentacyjnie zafascynowanym złem. Mając za sobą aparat przemocy, nie tylko zwalczał ofiary systemu, lecz także z wyjątkowo osobistym zaangażowaniem szydził z nich i ich obrażał. Łączyło się to w przedziwny sposób z fascynacją dla siły władzy i wrogością dla tego, co uważał za polski nacjonalizm i klerykalizm. Za jego życia ogromną popularność w Polsce zyskały dwa fenomeny: szacunek dla Jana Pawła II i masowe poparcie dla ruchu Solidarności.

Oba te symbole traktował jako osobiste zniewagi. Rozmaite negatywne cechy, które połączył w sobie, występowały u innych ludzi aparatu PZPR, ale nigdy w tak upiornym zestawieniu. Zawsze podkreślał, że nie jest członkiem PZPR, a jedynie sojusznikiem władzy. Jeśli szukać jakichś analogii, to nasuwa się postać Jerzego Borejszy, który niezwykle sprawnie dyrygował propagandą ekipy Bieruta tuż po wojnie. Borejsza żył stosunkowo krótko, pozował na idealistę i nigdy nie epatował publicznie osobistym cynizmem. Z kolei gierkowski szef Radiokomitetu Maciej Szczepański wykazywał podobny zmysł medialny co Urban, ale nigdy nie wychodził z cienia. Jeżeli Urban kogoś przypominał, to w największym stopniu był to Daniel Passent, wieloletni dziennikarz „Polityki”. Jednak nawet Passent cofał się przed tak wyzywającym czerpaniem satysfakcji z tego, że ludzie bywają podli i że można nimi manipulować.

Jak Goebbels

Ten wyzywający wręcz bezwstyd kłamania i brutalność wmawiania społeczeństwu, że jest bezsilne wobec bezkarności władzy, wyróżniały Urbana spośród innych propagandzistów systemu. I w tym kontekście jedyną trafną analogią pozostaje postać Josefa Goebbelsa, którą zresztą już dawno temu połączył z osobą Jerzego Urbana polityk prawicy Ryszard Bender. Zarówno Goebbels, jak i Urban działali na rzecz swoich patronów nie jako niewolnicy, ale jako swoiści partnerzy. Goebbels i Urban wiedzieli, jak kłamać, a systemy, które za nimi stały, wykorzystywali tylko jako swoiste wzmacniacze dla swych pomysłów.

Żywot Jerzego Urbana jest też jednak dobrym przykładem meandrów lewicującej inteligencji z silnymi kompleksami i fobiami wynikającymi z historii Polski w XX w. Urban był dzieckiem swoiście rozumianej idei postępu, racjonalizmu i lęku przed szowinizmem narodowym (nie tylko polskim, lecz także np. izraelskim).

Jest wreszcie Urban dobrym przykładem tego, jak jego pokolenie odpowiedzialne za stan wojenny skutecznie wpłynęło na okres po 1989 r. – w sprawie wymazywania pamięci o szpetocie rządów Jaruzelskiego. Sam pamiętam, jak po przybyciu do telewizji w 1991 r. ze zdumieniem stwierdziłem, że większość nagrań z konferencji prasowych Urbana jako rzecznika prasowego rządu PRL została wykasowana. Nawet i bez tych „działań czyszczących” (nie były trudne, gdyż Urban pod koniec PRL został szefem Radiokomitetu) o przyblednięciu jego wstrętnej roli w stanie wojennym zadecydował fakt, że lata 80. w polskim kinie przedstawione są w bardzo niewielkiej liczbie filmów.

Wydawałoby się, że postać rzecznika rządu PRL była idealnym tematem na jakąś wielką produkcję filmową, a jednak żaden znany reżyser nie sięgnął po ten temat. W tej sytuacji nic dziwnego, że młodemu pokoleniu jego osoba niewiele mówi albo powtarza ono slogan, że „Kurski wielokrotnie prześcignął Urbana”, albo wreszcie kojarzy wielkiego skandalistę z zabawnym dziadkiem, którego filmiki oglądali na YouTube.

Artykuł został opublikowany w 41/2022 wydaniu tygodnika Do Rzeczy.

Czytaj także