RYSZARD GROMADZKI: Dlaczego wbrew stanowisku Zjednoczonej Prawicy głosowała pani przeciwko ustawie o powołaniu specjalnej komisji badającej rosyjskie wpływy w systemie gospodarczym?
ANNA MARIA SIARKOWSKA: Ta ustawa ma tylko bardzo chwytliwy tytuł. Myślę, że wszyscy posłowie, szczególnie ci z prawej strony sceny politycznej, życzyliby sobie, żeby organa państwa polskiego posiadały sprawne narzędzia do identyfikacji rosyjskich wpływów i ich ewentualnego oddziaływania na proces stanowienia prawa w Polsce. Uważam jednak, że jeśli ta komisja powstanie, to absolutnie nie wypełni celu, który jest przed nią postawiony. Ustawa ta, jeżeli tytuł miałby oddawać w pełni jej sens, powinna nazywać się „Ustawą o odbieraniu praw publicznych przeciwnikom politycznym”. Do tego bowiem, nad czym ubolewam, obecne rozwiązania się sprowadzają.
Komisja, która ma być powołana, nie jest w żaden sposób zobligowana ustawą do udowodnienia winy osobie oskarżanej, bo efektem pracy komisji ma być zaledwie skierowanie zawiadomienia do prokuratury o możliwości popełnienia przestępstwa. Dopiero ta będzie prowadziła właściwe postępowanie dowodowe, które może – ale nie musi – zakończyć się złożeniem wniosku do sądu o ukaranie. Z jednej więc strony komisja nikomu niczego nie musi udowodnić, żadnej współpracy, wystarczy de facto samo podejrzenie, z drugiej, mogłaby już takie osoby karać, np. odbierając prawa publiczne na 10 lat. Tę formę karania uznano w projekcie ustawy za środek zaradczy, choć byłby on de facto karą wydaną bez uprzedniego udowodnienia winy i skazania przez właściwy organ sądowy.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.