O tym, że poseł Łukasz Rzepecki ma własne zdanie i nie mówi tylko wyuczonym partyjnym „przekazem dnia”, wiadomo było już od pewnego czasu. Pokazało to zwłaszcza jego pamiętne wystąpienie ws. opłaty paliwowej, kiedy to stanowczo skrytykował pomysł własnej partii, czym zyskał chwilowe zainteresowanie mediów. Problem w tym, że polityka to gra zespołowa, a żadna partia nie pozwoli sobie na jawne kontestowanie jej pomysłów – a już na pewno – nie przez tak młodego posła.
Kolejne wystąpienia posła, a także jego postawa spowodowały, że zaczęto się zastanawiać, jak długo będzie jeszcze w PiS. Wiedziały o tym media, ale dostrzegli to też wyborcy. Oczywiście można było zawrócić z tej drogi, ale potrzeba było pokory, której – jak pokazały poniedziałkowe wypowiedzi Rzepeckiego – po prostu zabrakło.
Nie bez znaczenia był zapewne fakt, że młodym posłem szybko „zaopiekowały się” nieprzychylne rządowi media. To mechanizm znany od wielu lat. Każdy, kto chociaż odrobinę wyłamie się i skrytykuje PiS od wewnątrz (bo umówmy się: z zewnątrz jest do tego cały tłum chętnych), może liczyć na szczególne względy. Tym bardziej, jeśli tak jawnie atakuje się lidera partii rządzącej. Łukasz Rzepecki stał się więc chwilową gwiazdą mediów, po których odbył swoiste tournée. Aktywność ta może się zresztą szybko skończyć, bo jak pokazuje historia, na końcu drogi czeka zapomnienie. Tym bardziej, jeśli poseł zdecyduje się być niezrzeszonym, co znacząca obniża medialną atrakcyjność (chociaż RMF FM ujawniło jednak dzisiaj, że Rzepecki miał już w maju ofertę przejścia do Kukiz’15).
Niemal od razu w stronę posła popłynęły wyrazy wsparcia od polityków opozycji, dla których był to koronny dowód na dyktaturę w PiS. Oczywiście możemy zaklinać rzeczywistość i twierdzić, że przecież posłów wybierają wyborcy, więc nie powinni oni być jedynie „maszynką” do głosowania i realizatorami woli kierownictwa partii. Brzmi to oczywiście pięknie, ale tak się składa, że w praktyce wygląda to zupełnie inaczej, a w partiach najbardziej ceni się lojalność. Nie przeczę, można się na to oburzać, ale te reguły gry są znane i niezmienne od wielu lat. Warto pamiętać, że partie zawsze eliminowały każdy przejaw nieposłuszeństwa. I trudno się dziwić.
Na marginesie całej sprawy warto dodać, że wysyłanie własnego zwierzchnika na emeryturę oraz apelowanie o wyrzucenie go z partii było nie tylko groteskowe, ale nawet nieco niesmaczne. Zwłaszcza, jeśli jeszcze niedawno dziękowało mu się za miejsce na liście wyborczej. Intuicja podpowiada mi, że negatywnej weryfikacji wyborczej prędzej doświadczy 25-letni poseł, niż 68-letni Jarosław Kaczyński. Oczywiście, do odważnych świat należy, ale pokora i cierpliwość na pewno nie zaszkodzą.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.