Wielu konserwatystów pewnie patrzy na tę wojenkę z satysfakcją, choć wcale nie jest ona w ich interesie. Nawet jeśli tak się pozornie wydaje. „Jeśli masz macicę lub kochasz osobę, która ją posiada – nie jedź(cie) na Maltę” – tak słowa partnera Amerykanki Andrei Prudente, której na Malcie odmówiono dokonania aborcji, sparafrazowały proaborcyjne aktywistki z organizacji Dziewuchy Dziewuchom. W oryginale słowa Jaya Weeldreyera brzmiały: „Jeśli znasz kobietę, jeśli ją kochasz, jeśli kiedykolwiek planujesz poznać lub pokochać kobietę lub jeśli jesteś kobietą – nie jedź na Maltę”.
Ten przykład jak w soczewce pokazuje, że środowisko aborcyjne (mieniące się feministycznym) przyjęło zasady poprawności, nazywanej przez aktywistów trans „inkluzywnością”. Nie ma już kobiet, ale są „osoby z macicą”. Jeśli więc kobietą może być każdy (biologia przestaje być wyznacznikiem, wystarczy samoidentyfikacja), to sens przestaje mieć walka o ich prawa, ponieważ staje się ona walką o prawa wszystkich.
Ten absurd coraz głośniej wytykają feministki, które choć popierają aborcję, a więc z perspektywy konserwatywnej nie są sojusznikami, to mają odwagę mówić o niedorzeczności przekazu środowiska „trans”.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.