DoRzeczy.pl: Na jakim etapie są Bezpartyjni Samorządowcy, jeśli chodzi o przygotowania do wyborów?
Robert Raczyński: W środę zarejestrowaliśmy wszystkich kandydatów, jeśli chodzi o Sejm w 41 okręgach i przystąpiliśmy do wyborów jako szósty ogólnopolski komitet wyborczy. Można powiedzieć, że zamknęliśmy szóstkę wyborczą. Mamy 40 kandydatów do Senatu.
O co tak naprawdę państwo walczycie? Jaki wynik Was zadowala?
Taki, który przekracza próg 5 proc. To będzie sukces, zważywszy na to, że jest pan jedynym ogólnopolskim dziennikarzem, który do mnie zadzwonił. Ciężko nam się przebić w mediach, ale próbujemy zaistnieć.
Tym bardziej, że wieloletnie zabetonowanie sceny politycznej w tym nie pomaga.
Ona jest w mojej ocenie zabetonowana przez dziennikarzy i przez media, a nie przez społeczeństwo. Po raz pierwszy od lat kleszcze duopolu otwierają się dość szeroko. Jeszcze niedawno dwa główne bloki były na poziomie powyżej 80 proc. W tej chwili one mają zamknięcie na poziomie około 65 proc.. To znaczy, że społeczeństwo otwiera się na nowe projekty. Niestety nie dostrzegają tego główne media. Społeczeństwo się zmienia. Sami byliśmy zaskoczeni tym, że będąc niezauważonymi, udało nam się zebrać 350 tys. głosów. To 3 proc. głosów.
Po co samorządowcom start w wyborach parlamentarnych? Przecież rządząc miastem, regionem ma się instrumenty do zmieniania rzeczywistości na tym właśnie poziomie. Po co wchodzić stopień wyżej?
Właśnie nie posiadamy tych instrumentów, by dokonywać zmian, bo politycy ogólnopolscy nie chcą nam ich dostarczyć lub nam je zabierają. To nie jest tak, że problem istnieje od czterech, ośmiu czy dziesięciu lat. Już od rządów Leszka Millera samorząd zaczął być gwałtownie ograniczany. Co roku traciliśmy kolejne instrumenty, a chcemy je pozyskać. Niestety, nie są tym zainteresowani politycy ogólnopolscy.
Samorządowcy różnią się w kwestiach ideologicznych, gospodarczych. Często jesteście po różnych stronach dyskusji. Jak rozumiem, łączy was troska o samorząd?
Tak – głównie troska o samorząd i potrzeba zmian. Politycy głównych nurtów podporządkowują sobie samorządowców, którzy nie odgrywają żadnej roli w parlamencie. Były prezydent lub wójt, startujący na listach głównego nurtu nie istnieje ze swoim pomysłem, bo ginie w tłumie. Chcemy się skoncentrować nie na stu, czy dwustu konkretach, a na pięciu lub dziesięciu. Każda formacja, która będzie z nami współpracować w tych zmianach, może liczyć na nasze poparcie.
Część ekspertów i publicystów, głównie tych sympatyzujących z opozycją, twierdzi, że wasz start jest na rękę PiS, bo w ten sposób rozbijacie głosy opozycji. Zgadza się Pan z taką tezą?
Wszystkie tezy są fałszywe. To tezy tworzone na podstawie pięciu komitetów wyborczych. One dalej funkcjonują. Uczestniczyłem w panelu z socjologami z górnej półki, prof. Domańskim, Cześnikiem, Biskupem, właścicielem IBRiS. Mimo że tam byłem, wiedzieliśmy, że został zarejestrowany nowy komitet wyborczy, którego nikt się nie spodziewa. Mimo to Panowie tak analizowali rzeczywistość, jakby nas nie było. Te wszystkie analizy powinny wylądować w koszu. Nikt nie przewidział nowego nurtu politycznego, który się zarejestrował. Wielu kandydatów lewicy, środka, prawicy miało poważne problemy z zebraniem podpisów. Nawet nie udało się zarejestrować części kandydatów paktu senackiego. Nikt nie zauważał nas, mimo że były szczegółowe badania, na które wydano miliony. Wszystko to można wyrzucić do kosza. Scena się zmieniła.
Siłą Bezpartyjnych Samorządowców jest rozpoznawalność waszych ludzi w terenie?
W terenie mamy sporą rozpoznawalność. Nie stać nas na badania. Nasza rozpoznawalność to rozpoznawalność na ulicy, nie w mediach, w których nas nie ma. Będziemy jednak zabiegać o to, żeby być jednak i tu obecnymi.
Czytaj też:
PiS utrzyma władzę? Jest najnowszy sondaż wyborczyCzytaj też:
Wybory parlamentarne. Bezpartyjni Samorządowcy ogólnopolskim komitetem