Prom wyruszył ze Świnoujścia i płynął do szwedzkiego Ystad. Pierwsze problemy zaczęły się około czwartej nad ranem, u wybrzeży niemieckiej wyspy Rugia, gdy na Morzu Bałtyckim panował sztorm. Potężna fala uderzyła w burtę i przechyliła statek. Pół godziny później kapitan wydał polecenie, aby opuścić pokład. Prom nie odzyskał już stabilności. Około jedenastej "Jan Heweliusz" zatonął.
Odwoławcza Izba Morska uznała, że prom miał wadę konstrukcyjną i nie nadawał się do żeglugi. Winą obarczono też kapitana, który wyszedł w morze podczas sztormu.
W niedzielę w kilku miejscach na Wybrzeżu zmarłych uczciły syreny. – Spotykamy się co roku na uroczystościach i co roku jest ten sam ból, to samo cierpienie – powiedziała „Teleexpressowi Extra” Dorota Subicka, córka Janusza Subickiego – oficera pożarowego jednostki.