Rządy Donalda Tuska postawiły przed Konferencją Episkopatu Polski konkretne trudności, począwszy od tych najważniejszych: dotyczących katolickich podstaw funkcjonowania polskiego społeczeństwa. Niestety, w pierwszym starciu biskupi ponieśli sromotną klęskę, a nawet jeszcze gorzej – w ogóle nie podnieśli rękawicy.
Nowa większość parlamentarna już wczesną jesienią zapowiedziała przygotowanie ustawy o finansowaniu z budżetu państwa procedury in vitro. Kiedy takie plany prezentowano w roku 2015, biskupi byli bardzo aktywni, zabierając publicznie głos i wydając różnorodne oświadczenia. Tym razem przed sejmowym głosowaniem nie zająknęli się na ten temat ani słowem. 29 listopada ustawa przeszła, uzyskując poparcie nie tylko KO, Lewicy i Trzeciej Drogi/PSL, lecz także części polityków PiS. Niektórzy z nich byli całkowicie przekonani, że metoda in vitro jest dopuszczana przez Kościół. Tak naprawdę jest dokładnie odwrotnie: politycy, którzy ją popierają, nie powinni nawet przystępować do Komunii Świętej, co ogłosiła jeszcze w 2015 r. Rada Prawna Episkopatu, idąc tu wiernie za nauczaniem Stolicy Apostolskiej. Nieświadomość jednak nie dziwi, bo teraz nikt im o tym nie przypomniał. Dopiero po przejściu ustawy przez parlament obudził się abp Stanisław Gądecki i wystosował krótki apel do prezydenta Andrzeja Dudy o niepodpisywanie ustawy. Duda zlekceważył ten odosobniony oraz spóźniony głos i propozycję większości sejmowej zaakceptował. Biskupi ponarzekali, skrytykowali – i tyle. W efekcie wszyscy Polacy będą się teraz składać na selekcję ludzkich zarodków oraz mrożenie tych niechcianych w ciekłym azocie. Mam nadzieję, że bardziej aktywną postawę Konferencja Episkopatu wykaże w sprawie związków partnerskich, które chce zalegalizować nowa koalicja. "Ministra równości" Katarzyna Kotula zapowiada prezentację projektu ustawy wiosną tego roku.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.