Jestem pod ogromnym, przemożnym wrażeniem, jak wielkie serca mają Polacy. Co jakiś czas publikowane są wyniki badań opinii publicznej, z których jasno wynika, że znaczna część z nas, nierzadko większość, czasami przytłaczająca, jest gotowa przychylić nieba kolejnej grupie zawodowej lub społecznej. I nie chodzi tu o ludzi ubogich czy wręcz o bezrobotnych i bezdomnych nędzarzy. O nie! Chodzi a to o górników pragnących zarabiać nie mniej, a przeważnie więcej niż teraz i w żadnym razie nie tracić pracy, a to o nauczycieli, którzy wprost domagają się wysokich podwyżek, a to o rolników upominających się o jeszcze większe dotacje i przeróżne odszkodowania, a to o zadłużonych we frankach, którzy żądają, by rząd spłacił za nich część ich kredytów.
Szczególnie wyraźnie było to widać na przykład u progu konfliktu pracowników bankrutującej Kompanii Węglowej z rządem Ewy Kopacz, kiedy po stronie wyciągających ręce po państwowe pieniądze górników murem stanęło niemal 70 proc. Polaków. Jednak i w przypadku protestu kredytobiorców zadłużonych we frankach, po gwałtownym skoku wartości szwajcarskiej waluty, aż niemal 30 proc. Polaków uznało, że należy użyć publicznego grosza, aby ulżyć ich losowi.
To naprawdę wspaniałe dowody wielkiej solidarności Polaków, nieczęsto spotykane w cywilizowanej Europie. A mam niczym niezmąconą pewność, że opowiadając się za tak hojnym wspieraniem kolejnych grup zawodowych i społecznych, moi cudowni rodacy doskonale zdają sobie sprawę (przecież nie może być inaczej!), iż to właśnie oni – dobroczyńcy o wielkich sercach – będą płacić za te wszystkie prezenty dla górników, rolników, nauczycieli, frankowiczów i kogo tam jeszcze. Będą płacić, i to słono, na najróżniejsze sposoby.
Po pierwsze, uiszczając wyższe podatki – bo pieniądze na poprawę losu tych, których zamierzają uszczęśliwić, a więc między innymi górników, rolników, nauczycieli i frankowiczów, w głównej mierze będą musiały pochodzić z państwowej kasy, na którą składają się właśnie ich podatki. Po drugie, płacąc więcej między innymi za węgiel i energię wytwarzaną z drogiego polskiego węgla. Po trzecie, wydając więcej na ZUS, z którego utrzymywania nadal zwolnieni są rolnicy, ale też prolonguje się zapłatę składek na ZUS górnikom itd., itp.
Mam wszelako nadzieję, że świadomość spieszenia z pomocą tak wielu ludziom naraz, i to takim ludziom, którym często wiedzie się lepiej niż niejednemu ze wspierających go, przyniesie polskim dobroczyńcom wiele satysfakcji. I że ta satysfakcja, to zadowolenie powetuje im mniejszą zasobność własnych portfeli, zubożonych o te ich pieniądze, które rząd przekaże tym, których wspierania dobroczyńcy się domagają.
No, chyba że jednak – jakimś cudem – dobroczyńcy ci nie potrafią pojąć prostego związku przyczynowo-skutkowego między wspieraniem kogoś przez państwo a zasobnością własnego portfela. A nie potrafią, bo mają wielkie serca, a nie głowy?