W lutym odbyło się bezprecedensowe spotkanie na najwyższym szczeblu: przedstawiciele głównych włoskich lóż wolnomularskich konferowali z kardynałem, arcybiskupem i biskupem. Doszli do wniosku o konieczności powołania okrągłego stołu, który umożliwi stały i stabilny dialog. Bo choć w sprawach zasadniczych między masonerią a Kościołem nie ma zgody, to – jak wskazywali mówcy – najważniejsza jest dobra współpraca, która pozwoli kategorycznie oddzielić „sztywną doktrynę” od duszpasterskiej otwartości.
Na początku czytelnikowi należy się pewne wyjaśnienie. W ostatnich latach coraz częściej można się spotkać z poglądem, jakoby masoneria należała do przeszłości. Nikt nie kwestionuje wielkiego znaczenia lóż wolnomularskich dla polityki i życia społecznego państw zachodnich w wiekach XVIII i XIX; uważa się jednak, że po drugiej wojnie światowej drastycznie się to zmieniło. Rzeczywiście, pozornie można byłoby argumentować za tezą o zmierzchu masonerii, jako że masońskie ideały w znacznej mierze… zostały zrealizowane. Sceptycyzm, relatywizm, egalitaryzm – te i inne masońskie hasła głoszą dzisiaj największe światowe organizacje, więc – zdawałoby się – rola wolnomularstwa dobiegła końca.
Jest jednak inaczej. Tylko we Włoszech działa kilkaset lóż zrzeszających dziesiątki tysięcy członków. W świecie anglojęzycznym liczbę masonów szacuje się na od kilkuset tysięcy do ok. miliona. Prezydent Francji Emmanuel Macron chętnie uczestniczy w różnych masońskich wydarzeniach. Masoneria rozwija się też na globalnym południu, w Ameryce Łacińskiej, Afryce i Azji – w tych krajach do masonerii należą często osoby piastujące najwyższe stanowiska państwowe. Ignorowanie możliwego wpływu lóż na politykę i religię byłoby po prostu brakiem roztropności.
Od potępienia do komunikacji
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.