"Cios w kieszenie Polaków". Ogromny wzrost rachunków za prąd

"Cios w kieszenie Polaków". Ogromny wzrost rachunków za prąd

Dodano: 
Zdjęcie ilustracyjne
Zdjęcie ilustracyjne Źródło: Pixabay / Domena Publiczna
Eksperci jasno wskazują, że wzrost rachunków za prąd od lipca będzie znacząco wyższy od rządowych przewidywań. Ceny będą większe nawet o 30 proc.

Rząd Donalda Tuska podjął decyzję, że nie przedłuży zamrożonych do końca czerwca cen energii. To oznacza, że rachunki od lipca pójdą w górę. Pod koniec marca szefowa resortu klimatu i środowiska obiecała jednak, że "ceny energii będą akceptowalne prawie dla wszystkich, a dla tych, dla których nie będą, będzie bon energetyczny".

Niedawno poznaliśmy założenia przepisów przewidujących wprowadzenie bonu. Obejmie on tylko osoby najuboższe. Przysługiwać będzie za okres od 1 lipca 2024 r. do 31 grudnia 2024 r. i będzie świadczeniem pieniężnym dla gospodarstw domowych, których dochody w roku 2023 nie przekroczyły 2500 zł na osobę w gospodarstwie jednoosobowym albo 1700 zł na osobę w gospodarstwie wieloosobowym. Wysokość wsparcie dla jednoosobowego gospodarstwa domowego to 300 zł; dla gospodarstwa domowego składającego się z 2 do 3 osób – 400 zł; dla gospodarstwa domowego składającego się z 4 do 5 osób – 500 zł; dla gospodarstwa domowego składającego się z co najmniej 6 osób – 600 zł.

Skokowy wzrost cen prądu

Pytanie, czy rządowa pomoc faktycznie pokryje różnicę w cenach. "Od lipca rachunki za prąd, mimo działań osłonowych rządu, wzrosną o 30 proc., a nie o 30 zł, jak zapowiadała jeszcze niedawno minister klimatu Paulina Hennig-Kloska" – alarmuje serwis money.pl. Z analizy banku BNP Paribas wynikało, że w drugiej połowie 2024 r. rachunki za prąd wzrosną o około 15-25 proc.

"Z kolei pełne uwolnienie cen od lipca do poziomu zgodnego z zatwierdzoną przez URE w grudniu ubiegłego roku taryfą (739 zł), oznaczałoby wzrost rachunków o około 65 proc. (z uwzględnieniem kosztów dystrybucji i podatków)" – wskazywali w analizie ekonomiści.

– Kiedy szefowa MKiŚ po raz pierwszy podała wartość 30 zł, nie umieściła jej w kontekście. Nie wiadomo było więc, czy chodziło o podwyżkę 30 zł za megawatogodzinę, czy o 30 zł na rachunku gospodarstwa domowego (jeśli tak, to jakiego i w jakim okresie rozliczeniowym) czy o 30 zł na głowę – mówi Jakub Wiech, redaktor naczelny serwisu Energetyka 24.

Dopiero później minister przyznała, że chodziło jej o to, by "po 1 lipca miesięczny rachunek za prąd dla gospodarstwa domowego nie wzrósł o więcej niż 30 zł".

– Nie wiadomo było, czy taryfy dystrybucyjne, które są doliczane do rachunku, będą naliczane według taryf zatwierdzonych na rok 2024 czy według stawek zamrożonych, a jeśli tak, to według jakich limitów – wskazuje z kolei Łukasz Czekała, prezes Optimal Energy.

Wiele składowych

Według niego przy założeniu, że opłaty dystrybucyjne nie wzrosną, można byłoby przyjąć, że deklaracja minister klimatu jest możliwa do spełnienia. – Warto jednak pamiętać, że cena prądu jest tylko jednym ze składników rachunku bez kosztów dystrybucji. Nie chcę się bawić we wróżbitę, ale podejrzewam, że deklaracja pani minister nie obejmowała tych elementów rachunku – zastrzega.

Bartłomiej Derski z serwisu WysokieNapiecie.pl przewiduje, że główną przyczyną wzrostu rachunków będzie odmrożenie cen dystrybucji energii. – To przyniesie wzrost o ok. 17 groszy. Ceny samej energii wciąż są jeszcze częściowo mrożone, dlatego wzrost wyniesie tu ok. 10 groszy. Reszta wynika z wyższego podatku VAT – tłumaczy.

– Przez ostatnie lata żyliśmy w swego rodzaju "matriksie", myśląc, że ceny energii nie rosną. Tymczasem one rosły, tyle że tego nie odczuwaliśmy, ponieważ państwo wprowadziło mechanizm dopłat i rekompensowało producentom energii wyższe ceny. W głównej mierze działo się to jednak poprzez opodatkowanie wytwórców energii odnawialnej – farm słonecznych i wiatrowych –– zaznacza.

Czytaj też:
Ceny energii wkrótce wystrzelą. Jest ruch rządu
Czytaj też:
Błaszczak: Od 1 lipca Polaków czeka drenaż kieszeni

Źródło: Money.pl
Czytaj także