Wiedziała, że ktoś taki jak on – 24-letni zaledwie, niepokorny, zbuntowany – nie będzie miał w PRL łatwego życia. I rzeczywiście, Październik otrąbiono, trzeba więc było zniszczyć jego niewygodny symbol, czyli Hłaskę, i na następny krok w chmurach już mu nie pozwolono.
Władza nie była zadowolona, że prestiżowa nagroda trafiła w tak nieodpowiednie ręce. „Twarz wręczającego ją Iwaszkiewicza wyglądała jak wybuch bomby jądrowej, bał się zapewne, co powie Moskwa” – pisała Maria Dąbrowska. Władysław Gomułka, z zawodu ślusarz czy dekarz, nie znosił szczególnie tzw. czarnej literatury, cofnął więc Hłasce przyznany mu już paszport na stypendium do Paryża i powołał go w kamasze, co odkręcili na szczęście dwaj jego wpływowi przyjaciele – Jerzy Andrzejewski oraz Jerzy Zawieyski, który przyznawał w swoim dzienniku: „Ze Spychalskim, tak przez stół, załatwiłem sprawę Marka”.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.