Matsili twierdzi, że ze względu na wszędobylski rasizm nie była w stanie wytrzymać w Warszawie dłużej niż dwa tygodnie. "Wrogie spojrzenia, popychanie, obrażanie przez zwykłych ludzi na ulicy, bo jestem czarna. Wyzywanie od "małp", "dzikusów", "murzynów". Myślałam, że Warszawa będzie bardziej otwarta" – żali się dziennikarce Tok FM.
Rasizm warszawiaków jest jej zdaniem tak daleko posunięty, że ze względu na jej kolor skóry utrudniano jej nawet zapisanie się do biblioteki publicznej im. Zygmunta Jana Rumla. "Nie mogłam się nawet zapisać do biblioteki na Pradze Południe, bo podejrzliwa bibliotekarka zaczęła się ode mnie domagać pokazania umowy o pracę i udowodnienia, że "jestem stąd"" – przekonuje.
Oskarżenia Matsili okazały się na tyle poważne, że ledwie kilkanaście minut po opublikowaniu wywiadu, do redakcji zgłosiła się warszawska pełnomocnik ds. równego traktowania i zapowiedziała interwencję w sprawie wydarzeń, jakie miały miejsce w w miejskiej bibliotece.
Na sprawę zareagowały jednak również władze samej biblioteki, które stwierdziły, że procedura jakiej poddano kobietę jest standardowa i przewidziana w regulaminie placówki.
„Prawdą jest, że osoba pragnąca zapisać się do każdej biblioteki publicznej na terenie Warszawy, zobowiązana jest do potwierdzenia swojego związku z miastem. Może być to stwierdzone na podstawie dokumentu, np. dowodu osobistego, bądź umowy o pracę. Taki zapis widnieje w regulaminie instytucji i poproszenie o powyższe dokumenty nie jest w żadnej mierze nacechowane rasistowskimi przesłankami. Zarzut rasizmu dla kogoś z powodu podania warunków zapisania się do biblioteki pokazuje do jakiego stopnia część obecnego pokolenia straciła zdolność normalnego myślenia" – czytamy w oświadczeniu.
Czytaj też:
"Polska biała tylko zimą!". Manifestacja przeciw rasizmowi i faszyzmowi w PoznaniuCzytaj też:
Muzeum Auschwitz: Stanowczo potępiamy wszelkie przejawy rasizmu i ksenofobii