Tajemnica papierowej karty 2. Zakulisowe kombinacje w stanie Georgia

Tajemnica papierowej karty 2. Zakulisowe kombinacje w stanie Georgia

Dodano: 
Biały Dom, zdjęcie ilustracyjne
Biały Dom, zdjęcie ilustracyjne Źródło: Pexels
Tomasz Błaut | Na temat zastrzeżeń Donalda Trumpa względem nieprzychylnego mu wyniku wyborów wyczarowano sprytną zasłonę dymną.

Pomimo wprowadzenia różnych radykalnych rozwiązań motywowanych trwającą pandemią koronawirusa, rozwiązań historycznie postrzeganych jako zwiększających prawdopodobieństwo oszustwa wyborczego (w tym głosowanie kopertowe, stanowiące aż 46% wszystkich głosów oddanych w 2020 r.), prawie od razu po zakończeniu wyborów stwierdzono, że były to „najlepiej zabezpieczone wybory w historii Ameryki” (oświadczenie CISA) oraz że „nie widzieliśmy oszustwa na skalę, która mogłaby prowadzić do innego wyniku wyborów” (oświadczenie Prokuratora Generalnego Billa Barra).

W ten sposób wywołano poczucie, że osoby odpowiedzialne za organizację wyborów są godne zaufania. We wszystkich urzędach od najniższego do najwyższego szczebla na terenie wszystkich stanów pracują same anioły, które dzielnie bronią demokracji przed zakusami żądnych władzy dyktatorów. W 2020 r. te anioły stanęły na wysokości zadania, nie dopuszczając do tego, żeby jakiś wariat o totalitarnych zapędach odwrócił wynik uczciwie przeprowadzonych wyborów. A co jeśli te anioły wcale nimi nie są?

Proszę nie dać się zwieść. To, że Trump nie był w stanie udowodnić od A do Z całego procederu wcale nie oznacza, że ten proceder nie miał miejsca. Co gorsza, jeśli osoby odpowiedzialne za organizację wyborów uczestniczą w tym procederze, utrudniając jego prawidłowe rozpoznanie… Wystarczy grać na zwłokę przez dwa miesiące, a potem odczekać ustawowe dwa lata na legalną możliwość zniszczenia wszystkich dowodów rzeczowych. Jeśli znajdą się jakieś dociekliwe osoby, można zbywać natrętów bez końca aż do czasu zatarcia śladów.

Widać to doskonale na przykładzie hrabstwa Fulton. W drugiej części „Tajemnicy papierowej karty” wrócimy do tego budzącego kontrowersje hrabstwa. Od czasu posiedzenia z 7 maja 2024 r. miało miejsce wiele interesujących zwrotów akcji dających uważnemu obserwatorowi kolejne powody do przypuszczania, że przedstawiciele stanu Georgia wyraźnie próbują coś zataić. (Jeśli Czytelnik jeszcze tego nie zrobił, usilnie zalecane jest przeczytanie pierwszej części.)

Reakcja na pseudo-śledztwo

Kevin Moncla i Joe Rossi nie byli zadowoleni z tego, jak potraktowano ich skargę o sygnaturze SEB2023-025. 8 maja, czyli dzień po posiedzeniu, skierowali pismo do Stanowej Rady ds. Wyborów (State Election Board) w stanie Georgia. Wytknęli w tym piśmie, powołując się na odpowiednie paragrafy, że przysługuje im prawo do przedstawienia kontrargumentów. Następnie 13 czerwca przedłożyli liczącą 44 strony ripostę (odnośnik), z którą naprawdę warto zapoznać się ze względu na jej przystępność i szczegółowość. Nie pozostawia ona wątpliwości co do tego, że to pozornie wyczerpujące i rzetelne śledztwo przeprowadzone przez śledczych stanowych jest pełne niedociągnięć.

Przede wszystkim odniesiono się do kwestii zduplikowanych głosów. Charlene McGowan, pani adwokat reprezentująca Sekretarza Stanu Brada Raffenspergera stwierdziła, że nie można definitywnie powiedzieć, czy głosy zostały policzone wielokrotnie. Jest to nieprawda, wytykają autorzy skargi, bo można to stwierdzić bezsprzecznie choćby na podstawie rejestru oddanych głosów (Cast Vote Record, CVR). Taki rejestr zawiera precyzyjne dane dotyczące każdej karty do głosowania wprowadzonej do systemu wraz z metadanymi, co umożliwia ustalenie, czy dana karta widnieje w tym systemie podwójnie. Poza tym należy przypomnieć, że przecież kwestia zduplikowanych kart była przedmiotem skargi SEB2021-128 rozpatrzonej pozytywnie i wskazującej na istnienie trochę ponad trzech tysięcy policzonych zduplikowanych kart.

Co więcej, obalana jest wymówka dotycząca różnicy w głosach. McGowan zarzuca autorom skargi, że pomylili liczbę oddanych głosów z liczbą oddanych kart do głosowania. Typową wymówką serwowaną tutaj także przez Brada Raffenspergera jest to, że część głosujących nie zagłosowała na żadnego z trzech kandydatów – Joe Bidena, Donalda Trumpa czy Jo Jorgensen. W dniu wyborów głosowano nie tylko na prezydenta, ale także w wyborach lokalnych, przez co łączna liczba głosów oddanych na wszystkich trzech kandydatów jest mniejsza od liczby oddanych kart.

Autorzy skargi poświęcają w ripoście sporo miejsca na podkreślenie tego, że ich skarga wcale nie dotyczy tego typowego błędu. Według nich liczba oddanych głosów na wszystkich trzech kandydatów jest większa niż liczba oddanych kart do głosowania, tzn. niektóre karty do głosowania zostały policzone podwójnie. Gdyby sprawdzono papierowe karty, wtedy udałoby się ustalić, czy łączna liczba głosów oddanych na kandydatów na prezydenta odpowiada liczbie kart zawierających takie głosy.

Trudno nie dostrzec, że przedstawiciele stanu Georgia i hrabstwa Fulton kombinują jak mogą, żeby nie dopuścić do zweryfikowania tak fundamentalnej rzeczy. W końcu istnieją uzasadnione wątpliwości, że stan faktyczny jest zdecydowanie mniej różowy niż to próbują wszystkim wmówić.

Kolejna kwestia dotyczy 10 nieistniejących tabulatorów. McGowan twierdzi, że te tabulatory (czyli maszyny liczące głosy) jak najbardziej istnieją. Śledczy w swoim raporcie podali nazwy tabulatorów, nawet uwzględnili zdjęcia z numerami seryjnymi. Na nieszczęście dla McGowan, autorzy skargi podeszli do sprawy drobiazgowo – uzyskali zawczasu drogą Open Records Request dokumentację dla tych miejsc, aby ustalić ile posiadają tabulatorów ogółem. Np. śledczy twierdzą, że bibliotece Wolf Creek były cztery tabulatory, ale z dokumentacji wynika, że były tam tylko trzy. Co więcej, numer seryjny czwartego tabulatora tak naprawdę należał do jednego z trzech pozostałych tabulatorów. W ripoście uwzględniono szereg stosownych zdjęć (np. na stronach 17 i 18), które można bez trudu zrozumieć nawet bez znajomości języka angielskiego.

Przy okazji autorzy skargi zwracają uwagę na osobliwy problem związany z użyciem tabulatorów zastępczych. Jak już była mowa w poprzednim artykule, w czasie wczesnego głosowania przełożono karty pamięci do nowych tabulatorów. Zostało to zrobione z naruszeniem istniejących procedur, przez co niemożliwe jest zweryfikowanie wyników z wczesnego głosowania. Na stronie 20 można zobaczyć zdjęcia pięciu taśm zamykających wydrukowanych z pięciu różnych tabulatorów, które wszystkie zawierają ten sam numer seryjny i identyczny przebieg głosów (w samochodzie mamy licznik kilometrów, drogomierz – w tym wypadku mamy głosomierz). Jak podkreślają autorzy skargi, tabulator drukujący taśmę zamykającą zawsze uwzględnia swój numer seryjny i przebieg głosów niezależnie od tego, jaką umieszczono w nim kartę pamięci. W tym konkretnym przypadku oznacza to, że karty pamięci z pięciu różnych tabulatorów, na których otwarto dzień wyborczy, zostały przełożone do jednego tabulatora zastępczego, na którym dzień wyborczy zamknięto. Takich tabulatorów zastępczych było 12. Ten zabieg wykonano w przypadku wszystkich 111 tabulatorów użytych w czasie wczesnego głosowania. Należy mieć na uwadze to, że w czasie wczesnego głosowania w hrabstwie Fulton oddano aż 320 tys. głosów, a w czasie całych wyborów oddano łącznie prawie 529 tys. głosów.

Poruszono też temat 18 tys. brakujących głosów. Przedstawiciele stanu Georgia, w tym Charlene McGowan, Nadine Williams (Dyrektor ds. Wyborów w hrabstwie Fulton) i Carter Jones (wynajęty przez Biuro Sekretarza Stanu Georgia do obserwowania wyborów w 2020 r.) są konsekwentni w twierdzeniu, że to problem z tabulatorem o nazwie 816 Early Voting ICC 16. Według nich tych głosów brakowało przy trzecim przeliczeniu głosów (czyli drugim przeliczeniu maszynowym), bo wskazany tabulator omylnie te karty do głosowania odrzucił. Po długiej walce z tabulatorem karty zeskanowano poprawnie i rozwiązano problem.

Autorzy skargi wytykają poważną sprzeczność w tym wyjaśnieniu. Istnieje coś takiego jak Batches Loaded Report (BLR), czyli raport wczytanych zestawów kart. Na podstawie tego można stwierdzić, jakie zestawy kart do głosowania wprowadzono do danej maszyny. Tak się akurat składa, że istnieją dwa BLR dla trzeciego przeliczenia – BLR 1 z 2 grudnia i BLR 2 z 4 grudnia – obejmujące m.in. wskazany tabulator 816 Early Voting ICC 16. Między tymi dwoma raportami nie ma żadnej różnicy w kontekście tego tabulatora. Z tego względu autorzy skargi twierdzą, że te brakujące głosy pochodzą z innego źródła. Natomiast, co jest ciekawe, dla części głosów przeliczonych na tym tabulatorze brakuje stosownych obrazów kart.

Jeszcze jedna drobna, ale ważna uwaga – znaczenie obrazów kart. Z jakiegoś powodu pani adwokat McGowan twierdzi, że obrazy kart do głosowania nie są brane pod uwagę przy obliczaniu ostatecznego wyniku wyborów. Jest to stwierdzenie o tyle dziwne, że trzecie przeliczenie głosów wykonano przy użyciu tabulatorów. One zaś liczą głosy w oparciu o zeskanowane obrazy kart. W dodatku to właśnie to trzecie przeliczenie stanowi ostateczny, certyfikowany wynik wyborów.

W tych kilku akapitach nie da się w pełni streścić tak długiego dokumentu. Na potrzeby tego artykułu wymieniono tylko najważniejsze punkty, pomijając przy tym np. przytoczone wypowiedzi przedstawicieli stanu Georgia, które są sprzeczne z obowiązującym prawem (w ripoście kontrastowano cytaty ze stosownymi paragrafami). W miarę możliwości Czytelnik zachęcany jest do zapoznania się z dokumentem, bo czyta się go lekko, łatwo i szybko.

Prośba dotycząca dokumentów

24 czerwca 2024 r. przedstawiciele hrabstwa Fulton wystosowali nietypową prośbę. Poprosili sędziego Roberta McBurneya o zwolnienie hrabstwa Fulton z obowiązku przetrzymywania materiałów wyborczych z roku 2020. Uzasadniano to brakiem miejsca magazynowego, o tyle ważny problem, że przecież zbliżają się wybory listopadowe. Rzecz jasna, spełnienie tej prośby skutkowałoby natychmiastowym zniszczeniem tych materiałów, o czym zresztą adwokaci Garlanda Favorito powiedzieli sędziemu wprost.

Ta prośba jest interesująca z czterech powodów.

Po pierwsze, sprawa wniesiona przez VoterGA nadal była w toku. Jak Czytelnik dobrze pamięta z poprzedniego artykułu, VoterGA było o włos od zajrzenia do papierowych kart jeszcze na początku 2021 r., ale interwencja biura sekretarza stanu w kwietniu 2021 r. przekształciła prostą prośbę w długą batalię sądową. Gdy w maju 2023 r. sprawa w końcu wróciła z powrotem do sądu pierwszej instancji, a potem została przekazana właśnie w ręce sędziego McBurney’a, spodziewano się podjęcia przez niego rychłej decyzji w przeciągu miesiąca. Zamiast tego od roku sprawa zalega kurzem właśnie w jego biurku. Nie tylko nic w tej gestii nie uległo zmianie, to jeszcze hrabstwo Fulton miało czelność poprosić go o to, żeby zwolnił ich z obowiązku dalszego przetrzymywania tych materiałów.

Po drugie, wymówka hrabstwa Fulton jest mocno naciągana. Uzasadnieniem tej decyzji miał być brak powierzchni magazynowej, ale nawet sędzia McBurney w pierwszej chwili nie był do końca przekonany tą argumentacją. Poza tym hrabstwo Fulton niedawno postawiło nowy budynek o dość obszernej powierzchni magazynowej na koszt podatnika.

Po trzecie, skarga SEB2023-025 nie została w pełni rozpatrzona. Posiedzenie z 7 maja zakrawało o kpinę choćby w tym względzie, że autorzy skargi nie mogli przedstawić swoich kontrargumentów. Teraz hrabstwo Fulton prawie że za plecami próbuje doprowadzić do zniszczenia materiałów niezbędnych do wyjaśnienia zarzutów przedstawionych w skardze?

I po czwarte, wreszcie zobaczyliśmy zdjęcia z wnętrza magazynu (od 21:00). W czasie rozprawy omówiono to, jak te dokumenty są przechowywane i uwzględniono dwa zdjęcia ukazujące to, jak składowane są palety pudełek oraz zbliżenie jednej z palet. To sugerowałoby, że te dokumenty nadal istnieją. Jest to o tyle istotne, że materiały wyborcze w kilku innych hrabstwach zostały już zniszczone.

Sędzia McBurney zapowiedział wydanie decyzji w tej sprawie w niedalekiej przyszłości.

Ten krótki epizod nie pozostawia żadnych złudzeń. Hrabstwo Fulton wyraźnie chce pozbyć się wszelkich materiałów wyborczych z 2020 r. zanim toczące się sprawy – ta wniesiona przez VoterGA oraz skarga SEB2023-025 – doprowadzą do odsłonięcia kart.

Posiedzenie z 9 lipca

Po ostatnim posiedzeniu można było wyczuć wzmożoną energię do działania. Choć walka o ustalenie prawdy trwa już 3 lata, to po tak pomyślnej konfrontacji z przedstawicielami stanu Georgia zastanawiano się, jaki zostanie podjęty następny krok. Osób zainteresowanych posiedzeniem było tak dużo, że wypełnili oni po brzegi salę główną i sąsiadującą. Na stronie The Federalist można znaleźć zdjęcia i zwięzłe omówienie porządku obrad.

Przewodniczący John Fervier był zdeterminowany rzucać kłody pod nogi. Gdy radna Janice Johnston przedłożyła wniosek o wprowadzenie do porządku obrad dalszego rozpatrywania skargi SEB2023-025, Fervier interweniował własnym wnioskiem o omówienie tej kwestii w ramach sesji wykonawczej, tzn. za zamkniętymi drzwiami. Ta ponad godzinna sesja odbyła się i w rezultacie postanowiono udzielić autorom skargi po 15 minut na wypowiedzenie się w ramach komentarzy publicznych.

Tę szansę wykorzystano w specyficzny sposób. Autorzy skargi przekazali swój czas trzem innym osobom. Pierwszą z nich był Garland Favorito, który omówił ogólny przebieg liczenia głosów w stanie Georgia oraz podsumował skargę SEB2023-025, aby uwypuklić błędy logiczne w prezentacji śledczych z 7 maja. W czasie transmisji z posiedzenia tego nie widać, ale prezentacja zawierała przydatne slajdy. Dlatego też VoterGA wycięło ten fragment transmisji i wstawiło slajdy w odpowiednich miejscach.

Następnie głos zabrał adwokat Harry McDougal. McDougal reprezentował Kevina Monclę, jednego z autorów skargi, i postanowił wykorzystać ten czas do wyjaśnienia dwóch specyficznych kwestii.

Pierwszą z nich jest kwestia zduplikowanych kart. W tym celu McDougal połączył się telefonicznie z Philipem Davisem (@Mad_Liberals), informatykiem o 35-letnim doświadczeniu w pisaniu oprogramowana, specjalizującym się w analizowaniu obrazów oraz identyfikacji i analizowaniu linii papilarnych. Davis najpierw omówił pokrótce to, jak wykrył zduplikowane karty – najpierw analiza na podstawie śladu cyfrowego w poszukiwaniu anomalii, a potem oględziny konkretnych kart. Następnie powiedział, że według niego niektóre zestawy kart do głosowania to tak naprawdę mieszanka kart pozyskanych z innych zestawów kart, tyle że ułożonych w innej kolejności (odnośnik do grafiki). Davis twierdzi nawet, że można dostrzec wzorzec zachowania w sposobie tworzenia takich fikcyjnych zestawów. Należy przypomnieć, że według wypowiedzi McGowan z 7 maja system potrafi wykryć zduplikowane zestawy kart, ale nie przygląda się poszczególnym kartom. Tego typu mieszanki nie zostaną wykryte przez system.

Następnie poruszono kwestię łańcucha nadzoru (ang. chain of custody). W czasie wyborów prezydenckich z 2020 r. aktywiści i obrońcy demokracji duży nacisk kładli na to, żeby „policzyć każdy legalny głos” (count every legal vote). Jest to jednak mydlenie oczu, bo jeśli nie jest prowadzona odpowiednia i rzetelna dokumentacja na temat przebiegu wyborów, może dojść do sytuacji, w której karty do głosowania materializują się z przysłowiowego powietrza. Może być tak, że oficjalnie dany wyborca posiadający uprawnienia do głosowania oddał głos zgodnie z prawem. Za to w rzeczywistości dany wyborca w ogóle nie wziął udziału w wyborach, jego głos został oddany wewnątrz maszyny, a potem ktoś dostarczył kartę do głosowania wypełnioną za niego maszynowo, żeby mieć podstawkę pod oddany głos. Niczego nieświadomy wyborca nawet nie pomyśli, żeby sprawdzić, czy wziął udział w danych wyborach. Z tego względu łańcuch nadzoru jest nieodzownym elementem procesu wyborczego, bo bez ścisłej kontroli nad każdym wykonywanym ruchem takie sytuacje są nie do wychwycenia.

Aby pokrótce omówić tę kwestię, McDougal zaprosił Claya Parikha. To ekspert ds. cyberbezpieczeństwa o 20-letnim doświadczeniu, który m.in. przez 9 lat zajmował się testowaniem systemów wyborczych. Parikh stał się znany wskutek tego, że w czasie wyborów połówkowych w stanie Arizona z 2022 r. był świadkiem anomalii technicznych w kilku lokalach wyborczych w hrabstwie Maricopa. Istnieje darmowy film dokumentalny State of Denial: Arizona, który dobrze opisuje tę aferę i z którym warto się zapoznać.

O samej prezentacji za wiele nowego powiedzieć nie można. Była to zwięzła, łatwa do zrozumienia seria pytań i odpowiedzi, w trakcie której potwierdzono treść skargi (w końcu autorzy skargi mają rację). Ponieważ o tym wszystkim była już mowa, nie ma sensu tego tutaj powielać.

Zdecydowanie ciekawsza była krótka wymiana zdań między Parikhem a radną Johnston. Radna Johnston powiedziała, że miała możliwość obejrzenia niektórych obrazów kart w Biurze Sekretarza Stanu Georgia. Zapytała Parikha o to, czemu brakowałoby setek tysięcy plików.sha (ten plik zabezpieczający powstaje automatycznie po zeskanowaniu każdej karty). Parikh odparł, że nie mógł być to błąd systemu, a raczej celowe działanie. Co ciekawe, Parikh zwrócił uwagę radnej Johnston, że nie posiada odpowiednich kwalifikacji do przeglądania takich materiałów jak obrazy kart, bo po prostu nie wiedziałaby na co zwrócić uwagę w trakcie analizy. Parikh użył przy tym nazwy „Exhibit 11” (czyli dowód rzeczowy nr 11) – w dalszej części artykułu nabierze to więcej sensu.

Poza tym było pytanie o usunięcie kart pamięci w trakcie głosowania. Czy można usunąć karty pamięci przed zamknięciem głosowania i czy może to stworzyć problem, pyta radna. Parikh wyjaśnia, że tak, jeśli nie będzie temu towarzyszył prawidłowy łańcuch nadzoru. Ponadto Parikh wyraził zdziwienie tym, że karty pamięci wymieniono na długo przed tym, jak skończyło się na nich miejsce.

Choć prezentacja Favorito i McDougala ogólnie została dobrze przyjęta, to jednak zastój w procedowaniu skargi SEB2023-025 pozostawił niesmak. Zapowiedziano dalsze poruszenie tej kwestii w trakcie sierpniowego posiedzenia. Termin wyznaczono na 6 sierpnia.

To posiedzenie nie było jednak bezowocne. Przegłosowano m.in. trzy nowe przepisy pomagające uszczelnić proces wyborczy na poziomie lokalu wyborczego. 1) Narzucono na hrabstwa obowiązek pogodzenia liczby oddanych kart do głosowania z liczbą głosujących w danym lokalu wyborczym (i to jeszcze przed certyfikacją). 2) Narzucono na kierowników lokalów wyborczych obowiązek przeliczenia kart papierowych i porównania tego wyniku z liczbą kart policzonych przez tabulatory. Oraz 3) raport dotyczący pogodzenia ze sobą wszystkich tych liczb musi zostać opublikowany w ciągu 30 dni od dnia wyborów.

To zdroworozsądkowe rozwiązania. Powinny były zostać wprowadzone już dawno, ale lepiej późno niż wcale.

Na szczególną uwagę zasługuje też dość sympatyczna i trochę kąśliwa wymiana zdań między członkami rady a panią Salleigh Grubbs, Przewodniczącą Partii Republikańskiej w hrabstwie Cobb (od 5:06:40). Grubbs przedłożyła przepis dotyczący udostępniania wszelkich materiałów dotyczących przeprowadzonych wyborów osobom odpowiedzialnym za certyfikację wyborów. Może to wydawać się to dziwne, wręcz niedorzeczne, że trzeba wprowadzać taki przepis. Przecież osoby certyfikujące wynik wyborów powinny mieć pełny wgląd w tego typu informacje na żądanie. Tak jednak nie jest. Muszą się dopraszać, nierzadko zmuszeni są uiszczać stosowną opłatę. Czasami nie uzyskują dostępu.

Stosunkowo niedawno miała miejsce afera z radną Julie Adams. W maju 2024 r. Julie Adams, członek Rady ds. Rejestracji i Wyborów (Board of Registrations and Elections) hrabstwa Fulton, złożyła pozew przeciwko Nadine Williams, Dyrektorce ds. Wyborów w hrabstwie Fulton. Przyczyną złożenia pozwu jest to, że Williams uniemożliwiała Adams uzyskanie dostępu do stosownych materiałów potrzebnych do podjęcia decyzji o certyfikacji głosów w związku z prawyborami z 19 marca 2024 r. Williams tłumaczy to tak, że rada przeniosła odpowiedzialność za weryfikację materiałów na Williams, a rola rady sprowadza się do roli ceremonialnej. Można odczytać to tak, że rolą rady jest certyfikować wynik wyborów i nie zadawać żadnych pytań. Adams w ramach pozwu pragnie wyjaśnić to, czy rola rady rzeczywiście sprowadza się tylko do przyklepywania podstawionych dokumentów. Adams ostatecznie głosowała przeciwko certyfikacji tych prawyborów ze względu na niemożność wykonania ustawowego obowiązku. Warto zapoznać się z artykułem The Federalist, który zawiera bardziej szczegółowe omówienie afery oraz odnośnik do pozwu.

W trakcie prezentacji Grubbs wywiązała się dyskusja na temat procedury zajmowania się nieprawidłowościami. Radna Sara Tindall Ghazall wyraziła zastrzeżenia co do proponowanego przepisu (od 5:35:00), bo proces certyfikacji wyniku wyborów nie obejmuje zagłębienia się w szczegóły. Według radnej Ghazall propozycja Grubbs stanowi nadinterpretację przytoczonego prawa. Nie można w tym momencie wyjaśniać wszystkich nieprawidłowości, mówi Ghazall, bo takie rzeczy robi się w trakcie śledztwa po certyfikacji. Jeśli wynik wyborów nie zostanie certyfikowany w porę, poszkodowany kandydat nie będzie mógł skierować sprawy do sądu. Grubbs skontrowała argumentację radnej Thazall wypomnieniem opieszałości śledczych stanu Georgia w kwestii skargi SEB2023-025 oraz tym, że radna Ghazall nie poparła dalszego procedowania tej skargi.

W końcu dyskusja zeszła na pytanie, jaka właściwie jest procedura w przypadku wykrycia nieprawidłowości przed certyfikacją głosów (od 5:52:00). Głos zabrali David Hancock (członek rady certyfikującej wybory w hrabstwie Gwinett, towarzyszy Salleigh Grubbs w jej prezentacji), nowa radna Janelle King (zastąpiła Eda Lindseya usuniętego za korupcję) oraz przewodniczący John Fervier:

King: Czyli obecnie jest tak, że jeśli coś znajdziecie – nawet jeśli jesteście wszyscy co do tego zgodni – mimo to i tak wszyscy zagłosujecie za certyfikowaniem, a potem macie nadzieję, że wszystko zostanie wyjaśnione później. Po fakcie. Po tym, jak dana osoba wygra wybory. Gdy już wszystko zostanie zakończone. Wtedy dopiero wracamy się, żeby rozwiązać ten problem?

Hancock: To pytanie z zakresu prawa, na które nie znam odpowiedzi.
King: To jest obecna procedura?
Hancock: Bo ten dokument
Fervier: To się nie dzieje, bo mamy osoby, które odmawiają certyfikacji wyborów. Bo myślą, że coś się dzieje i przez to odmawiają certyfikacji wyborów.
King: To się nie dzieje, ale w takim razie jaka jest obecna procedura?
Fervier: Obecna procedura jest taka, że masz certyfikować wybory, a jeśli zostanie wykryta jakaś nieprawidłowość, zgłaszasz to i jest wszczynane śledztwo.
King: Czyli jest tak, jak mówię. Najpierw certyfikujesz, a dopiero potem jest śledztwo.
Fervier: Tak. (głośny śmiech na sali) Takie jest prawo.

Czemu sala wybuchła śmiechem? Teoretycznie ma to sens. Nie można przeprowadzać pełnego śledztwa w trakcie procesu certyfikacji, bo nadmierna dociekliwość jednego radnego może wstrzymać cały proces wyborczy. Należy mieć jednak na uwadze to, że słowo „certyfikowane” jest używane do wmówienia społeczeństwu, że wszystko jest dobrze. Że wszystko zostało sprawdzone, zweryfikowane, wyjaśnione. Jak Czytelnik już pewnie się przekonał, w tamtym krytycznym okresie było to dalekie od prawdy.

(Na zupełnym marginesie – od 6:03:00 pojawia się interesująca uwaga o systemie ARLO używanym przy drugim przeliczeniu głosów. Podczas ręcznego liczenia głosów wynik sumowane są nie na miejscu, a poprzez system ARLO kontrolowany przez Sekretarza Stanu. Omówione to zostało w skardze wskazanej w poprzednim artykule.)

Bezterminowe zawieszenie posiedzenia

To jednak nie koniec atrakcji związanych z tym posiedzeniem. Pod koniec dnia przewodniczący John Fervier przedłożył wniosek o zawieszenie posiedzenia do dnia następnego. Ten wniosek został przyjęty przez pozostałych członków rady.

Stworzyło to dość interesujący problem. Ze względu na inne zobowiązania niektórzy radni nie mogli pojawić się fizycznie na sali, dlatego też postanowili połączyć się zdalnie. Powiedziano im jednak, że posiedzenie nie odbędzie się. Gdy w końcu Fervier zjawił się na miejscu, rada nie miała kworum (wymagana jest obecność dowolnych trzech radnych). Z tego powodu Fervier zawiesił posiedzenie na czas nieokreślony.

Jest to ważne dlatego, że przyjęte przepisy wiszą w próżni do czasu zamknięcia posiedzenia. Fervier wręcz podkreślał w liście z 11 lipca skierowanym m.in. do swojej asystentki prawnej, żeby nie podejmować żadnych działań w związku z przyjętymi przepisami do czasu zamknięcia posiedzenia.

Dlatego też radni Janelle King, Janice Johnston i Rick Jeffries postanowili wziąć sprawy w swoje ręce. 12 lipca wznowili posiedzenie w trybie nadzwyczajnym, wywołując burzę emocji. W tym samym tygodniu rozeszła się wieść o tym, że do obserwacji wyborów listopadowych ma zostać wyznaczona klika Raffenspergera. Ludzie byli oburzeni, podejrzewano samowolkę i załatwianie jakichś ciemnych interesów w czasie tego nielegalnie zwołanego posiedzenia. Nowa radna Janelle King musiała cierpliwie wyjaśniać, że radni zebrali się zgodnie z prawem, po uprzednim publicznym zawiadomieniu, w celu zamknięcia posiedzenia z 9 lipca i nadania biegu przegłosowanym zmianom prawnym. Zgodnie z obowiązującym prawem takie przepisy najpierw muszą zostać umieszczone na stronie Sekretarza Stanu przez 30 dni w celu publicznego komentarza, a potem nabierają mocy 20 dni później. Istniało podejrzenie, że Fervier przeciągnąłby sprawę do sierpnia, a nawet dłużej (tym bardziej, że Fervierowi zależało na wprowadzeniu własnej wersji przepisu, o który spierał się z Salleigh Grubbs). Mogłoby to doprowadzić do sytuacji, w której wywalczone przepisy nabrałyby mocy dopiero w okresie wczesnych wyborów – innymi słowy, te przepisy nie dotyczyłyby tegorocznych wyborów. Po zamknięciu posiedzenia z 9 lipca zażegnano ten kryzys. Przegłosowane zmiany prawne zostały zamieszczone na stronie Sekretarza Stanu 18 lipca.

Na oficjalnej stronie Georgia House of Representatives nie ma nagrania z posiedzenia z 12 lipca. Czemu, nie wiadomo. Za to jeden z uczestników zarejestrował te burzliwe 20 minut.

Dziwne ultimatum

22 lipca autorzy skargi, Kevin Moncla i Joe Rossi, przedłożyli uzupełnioną ripostę do posiedzenia z 7 maja. W dużej mierze powiela ona kontrargumenty zawarte w omówionej wcześniej ripoście z 13 czerwca, choć nie jest to zwykłe kopiuj-wklej. Z tego względu lektura tego liczącego 69 strony dokumentu pomoże Czytelnikowi jeszcze lepiej zrozumieć opisywany problem.

Uzupełniona riposta porusza dwa ważne tematy. Jednym z nich jest krytyka wypowiedzi radnej Sary Tindall Ghazall z 7 maja. Czytelnika może zaskoczyć fakt, że radna Ghazall plecie androny na temat, o którym najwyraźniej nic nie wie. W dodatku podpisuje dokumenty, których nie czyta, a potem feruje wyroki obalone właśnie przez te dokumenty (patrz Exhibit FR-1).

Drugim tematem są dalsze ustalenia dotyczące relacji między Ryanem Maciasem a hrabstwem Fulton. Czytelnik może kojarzyć Maciasa jako osobę odpowiedzialną za wymianę kart pamięci w trakcie wczesnego głosowania. Jest to zawiły wątek, którego nie będziemy tutaj zgłębiać, ale warto rzucić okiem choćby na stronę 46. Znaleźć tam można zdjęcie dokumentu bez stosownego podpisu upoważniającego Elections Group, a tym samym Ryana Maciasa, do podejmowania jakichkolwiek działań w zakresie przeprowadzenia wyborów w hrabstwie Fulton. Na jakiej zasadzie dopuszczono Maciasa do obsługi wyborów? To jest dobre pytanie.

W tej ostatniej sekcji skupimy się głównie na dziwnym ultimatum postawionym przez panią adwokat Charlene McGowan. Ultimatum stanowiącym niejako powtórkę z rozrywki.

Na wstępie należy odnotować wyraźną zmianę tonu w uzupełnionej ripoście. W pierwotnej ripoście autorzy skargi SEB2023-025 cierpliwie i na chłodno prostowali różne przekłamania czynione przez adwokat McGowan. Autorzy skargi po wieloletniej batalii i tak mieli już mnóstwo powodów do niezadowolenia względem przedstawicieli stanu Georgia i hrabstwa Fulton, co też wielokrotnie dyplomatycznie im to komunikowali na piśmie. Mimo to, wykazywali pewną wstrzemięźliwość.

Natomiast w uzupełnionej ripoście można wyczuć głęboką frustrację, prawdopodobnie wynikającą z pewnego nowego ustalenia. Otóż światło dzienne ujrzała prywatna korespondencja między radną Johnston a Charlene McGowan w sprawie Exhibit 11, czyli Dowodu rzeczowego nr 11, pendriva zawierającego obrazy wszystkich ok. 520 tys. kart z trzeciego przeliczenia głosów.

McGowan postawiła radnej Johnston dziwne ultimatum. Choć Johnston prosiła wielokrotnie, na wiele miesięcy przed majowym posiedzeniem, o przedłożenie wszelkich materiałów wchodzących w skład śledztwa, ta prośba nie została zrealizowana. Jednym z tych materiałów jest właśnie Dowód rzeczowy nr 11. Oto, co McGowan napisała 14 maja w liście do radnej Johnston (zdjęcie tej korespondencji można znaleźć na 13 stronie uzupełnionej riposty):

Dr Johnston,

omówiłam z Przewodniczącym [Fervierem] Pani prośbę, żeby żądane przez Panią elektroniczne obrazy kart z hrabstwa Fulton zostały Pani dostarczone na pendrivie. Przewodniczący i ja uzgodniliśmy, że to żądanie może zostać potraktowane jako Open Records Request [prośba o udostępnienie dokumentów archiwalnych na mocy ustawy Georgia Open Records Act]. Podobnie jak w przypadku każdego innego żądania ORR dotyczącego tych plików, istnieją względy zarówno od strony łańcucha nadzoru, jak i bezpieczeństwa, jeśli chodzi o umożliwienie wglądu w elektroniczne kopie plików zawierających dane wyborcze. Póki nie będę mieć pewności, że te pliki nie posiadają żadnych innych danych za wyjątkiem samych obrazów kart, nie mogą one zostać ujawnione.

Jednakże możemy udostępnić te pliki do wglądu, jeśli Rada będzie zgodna co do tego, że ta sprawa została w pełni rozstrzygnięta i zamknięta. Jak już mówiłam, biuro przechowuje materiały śledcze dotyczące Stanowej Rady ds. Wyborów jako materiały niejawne dopóki dana sprawa nie zostanie w pełni rozstrzygnięta i zamknięta. Jeśli sprawa 2023-025 zostanie zamknięta, możemy je Pani udostępnić do wglądu w naszym biurze. Może Pani umówić termin oględzin z Wydziałem Śledczym, proszę tylko Panią o ograniczenie pobytu do kilku godzin tygodniowo, aby nie zakłócało to pracownikom wydziału możliwości pełnienia ich rutynowych obowiązków.

Charlene S. McGowan

Nietrudno się domyślić, że radna Johnston nie zgodziła się na takie rozwiązanie. Czemu miałaby zakończyć śledztwo obejmujące materiał, którego nie miała okazji wcześniej zobaczyć, żeby móc w ogóle na niego spojrzeć? Tym bardziej, że McGowan wielokrotnie powoływała się na ten dowód rzeczowy w trakcie swojej prezentacji. Radna Johnston wyraziła swoje zastrzeżenia w liście z 29 maja, kończąc go następującymi słowami:

Przyjrzenie się obrazom kart składających się na Dowód rzeczowy nr 11 nie jest równoznaczne z pełnym rozstrzygnięciem i zamknięciem Sprawy.

Tutaj wyłania się znaczenie dyskusji między radną Johnston a Clayem Parikhem. To dziwne ultimatum mogło stanowić pułapkę, bo radna Johnston jest laikiem. McGowan mogła chcieć wykorzystać odwiedziny radnej do wprowadzenia do obiegu kolejnego zwodniczego stwierdzenia – radni spojrzeli na obrazy kart, niczego nie znaleźli i zamknęli sprawę. McGowan jest zdolna do takich zagrywek, co zresztą autorzy skargi wypomnieli jej w uzupełnionej ripoście wielokrotnie, np. na stronie 25. (Na marginesie, ten list wyszedł na jaw dopiero po lipcowym posiedzeniu.)

Przypomina to sytuację między Donaldem Trumpem a Bradem Raffenspergerem. W czasie znanej wszystkim rozmowy telefonicznej z 2 stycznia 2021 r. Trump przywoływał różne kategorie wyborców. Zespół Trumpa wykonał analizę przekazanego im przez Biuro Sekretarza Stanu spisu wyborców, wynajdując łączną liczbę wadliwych głosów znacznie przewyższającą margines zwycięstwa Bidena. Gdy Trump rzekomo naciskał na Raffenspergera, żeby ten „znalazł głosy”, nie chodziło mu wcale o wyczarowanie głosów z powietrza, ale o przejrzenie wskazanych anomalii. Jak masz ok. 150 tys. potencjalnie wadliwych głosów, a margines zwycięstwa wynosi tylko ok. 11 tysięcy… Zresztą wystarczy zapoznać się z pełną transkrypcją rozmowy.

Raffensperger skontrował tę prośbę. Powiedział, że Trump nie jest w posiadaniu aktualnego spisu wyborców. Szef Sztabu Białego Domu Mark Meadows, uczestniczący w tej rozmowie, powiedział, że otrzymał aktualny spis wyborców od Biura Sekretarza Stanu. Raffensperger odparł, że jednak nie. Tylko Biuro Sekretarza Stanu jest w posiadaniu aktualnego spisu. Jest to dziwna reakcja, bo jak niby Trump ma cokolwiek ustalić, cokolwiek dowieść, skoro główne źródło informacji wprowadza go w błąd?

Niewielu zna pewien nieciekawy detal tego sporu. 3 stycznia Christopher Anulewicz, jeden z adwokatów Raffenspergera, przesłał pismo informujące zespół Trumpa, że mogą „podzielić się informacjami poza kontekstem postępowania sądowego”, jeśli tylko cofną wszystkie pozwy przeciwko stanowi Georgia. Co ciekawe, sformułowanie „informacje” nie jest w żaden sposób opatrzone jakimkolwiek bardziej konkretnym terminem. Pojawia się tylko sugestia współpracy czyniona w nawiązaniu do wcześniejszej rozmowy. Zespół Trumpa oraz on sam zgodzili się na to rozwiązanie, zważywszy na dotychczasowe porażki sądowe, na trudności w uzyskaniu wiarygodnych i rzetelnych materiałów źródłowych oraz na to, że za niecały tydzień miała mieć miejsce długo wyczekiwana sprawa w Sądzie Najwyższym Stanów Zjednoczonych. Do 8 stycznia wszystkie pozwy wycofano.

Aby zapobiec nieporozumieniu, 7 stycznia zespół Raffenspergera przedłożył sprostowanie. W tym sprostowaniu Anulewicz ostudził nadmiernie optymistyczną reakcję zespołu Trumpa na propozycję współpracy i możliwość udostępnienia wszystkich stosownych danych. Anulewicz tylko powiedział, że zespół Raffenspergera nie mógł nawet rozważyć możliwości omówienia błędów w analizie danych dopóki pozwy nie zostaną wycofane. Mimo to, w swoim liście nadal pozostawiał cień nadziei na to, że jednak coś uda się wypracować.

Tę nadzieję rozmyło dość zuchwałe oświadczenie Biura Sekretarza Stanu. Otwarcie zarzucono w nim zespołowi prawników Trumpa szerzenie dezinformacji na temat porozumienia ugodowego. To prawda, że nie zawarto żadnego porozumienia ugodowego. Była to raczej taka niepisana dżentelmeńska umowa, w ramach której spodziewano się, że może zespół Raffenspergera wreszcie udostępni te dane, które posiada, ale których nie chce nikomu pokazać. Po tym oświadczeniu zespół Trumpa wiedział, że nie ma na co liczyć.

Zespół Raffenspergera nieźle rozprawił się z przeciwnikiem. Najpierw przez prawie dwa miesiące grano na zwłokę poprzez różne sądowe technikalia, stopniowo przyciskając zespół Trumpa do muru. Gdy już w klepsydrze dopatrzeć można było się pojedynczych ziarenek piasku, zespół Raffenspergera zasugerował kompromisowe rozwiązanie sporu. A gdy już Raffensperger i spółka uzyskali to, czego chcieli – wystawili zespół Trumpa do wiatru.

Tu wreszcie zataczamy koło. Proszę zwrócić uwagę na datę korespondencji między radną Johnston a panią adwokat McGowan, a także na datę rozprawy z udziałem sędziego McBurneya. Gdyby radna Johnston ugięła się pod presją tego dziwnego ultimatum, tym jednym czynem dałaby hrabstwu Fulton i zespołowi Raffenspergera porządną amunicję (a mediom dałaby pożywkę) do wykorzystania we wspomnianej rozprawie. Może nawet sędzia McBurney zniósłby obowiązek dalszego przechowywania materiałów wyborczych, skoro radni uznali powiązaną z tym sprawę za zakończoną.

Słowo końcowe

Rozgrzebywanie przebiegu wyborów prezydenckich z 2020 r. dla wielu wydaje się być czymś bezsensownym. Przecież tuż po wyborach Donald Trump miał okazję udowodnić słuszność swoich racji przed różnymi sądami, które albo odrzuciły jego pozwy, albo rozpatrzyły je negatywnie. Niezrażony tymi niepowodzeniami Trump przez kolejne lata szerzył wyborcze teorie spiskowe, promował dyletantów i ogólnie zdawał się tkwić w przeszłości. Świat poszedł do przodu, jest już 2024 r. i zaraz będą kolejne wybory prezydenckie. Po co do tego wracać, pytają krytycy.

Należy patrzeć na to, jak na domek z kart. Pandemia, protesty Black Lives Matter, wybory, szturm na Kapitol, prezydentura Bidena, wojna na Ukrainie… Póki ta konstrukcja stoi stabilnie, wszystko jest w porządku. Jednak każda kolejna dodawana karta zwiększa ryzyko zawalenia domku, który swoją niecodzienną spójność utrzymuje tylko dzięki propagandzie medialnej i, niestety, ogólnemu znieczuleniu społecznemu. Gdyby jednak uderzyć porządnie w jedną z tych kart, pociągnęłaby ona za sobą całą resztę.

Z tego powodu dociekanie prawdy o wyborach w hrabstwie Fulton ma tak duże znaczenie. Czasu to nie cofnie, to prawda, ale za to pomoże to zmienić dotychczasowy sposób myślenia o tym, co rzeczywiście zaszło w 2020 r. Udowodnienie tego, że z przebiegiem tych wyborów prezydenckich rzeczywiście coś było nie tak skłoni niedowiarków do poważnego zastanowienia się nad innymi powiązanymi kwestiami. Skoro oszukali raz, i to tak bezczelnie…

Albo można dalej liczyć na to, że osoby niezainteresowane tematem same sobie to kiedyś rozpracują. Jak na razie ta strategia sprawdza się idealnie.

Tomasz Błaut – autor książki "Media nienawiści: anatomia psychozy anty-Trumpowej", założyciel strony AmerykaForum.pl

Źródło: DoRzeczy.pl
Czytaj także