Nie mam do pana premiera pretensji o to, że musiał w swoich nominacjach na rządowe stanowiska zbalansować wagę poszczególnych koalicjantów, a ci mieli z kolei swoje postulaty, dotyczące personaliów. Nie jestem jednak w stanie pojąć, dlaczego – mając bądź co bądź głos decydujący i zdecydowanie dominując nad Nową Lewicą – pan Tusk zgodził się zrobić ministrem rodziny, pracy i polityki społecznej panią Agnieszkę Dziemianowicz-Bąk.
Gdyby premierem był pan Adrian Zandberg i rząd miałby jednoznacznie lewicowy, a więc i skrajnie niemądry (to właściwie synonimy) program – obecność pani Dziemianowicz-Bąk na tym stanowisku nie byłaby niczym niezwykłym.
Zostań współwłaścicielem Do Rzeczy S.A.
Wolność słowa ma wartość – także giełdową!
Czas na inwestycję mija 31 maja – kup akcje już dziś.
Szczegóły:
platforma.dminc.pl