DoRzeczy.pl: Obecnie kierownictwo Ministerstwa Klimatu i Środowiska oceniane jest jako przodujące w chęci realizacji założeń Zielonego Ładu. Cierpią na tym m.in. Lasy Państwowe. Jak pani ocenia ten problem?
Małgorzata Golińska: Obecnie w Ministerstwie Klimatu i Środowiska mamy do czynienia z ludźmi, którzy poprzez swój brak wiedzy i umiejętności przewidywania skutków swych decyzji, stali się „pożytecznymi idiotami” oraz idealnym narzędziem do wykorzystania w rękach osób, które dążą do zahamowania rozwoju Polski uznając go za niepotrzebny i szkodliwy dla świata przyrody.
Przecież lasy to pewien ekosystem, który należy chronić. Czy do tej pory to było źle robione?
Absolutnie. Działania leśników są, czy raczej dotychczas były, oparte na podstawach naukowych, a więc miały przede wszystkim służyć utrzymaniu trwałości i stabilności ekosystemów leśnych. Eksperci z wydziałów leśnych polskich uczelni wskazują na to, że szczególnie dzisiaj, w dobie zmian klimatu, ochrona bogactwa przyrodniczego i utrzymanie zdrowych oraz stabilnych lasów wymaga wręcz działania człowieka. Mądrego i odpowiedzialnego. Takie są decyzje leśników, potrafiących właściwie reagować na obserwowane zagrożenia. Wśród potrzebnych działań jest przebudowa drzewostanów, mająca na celu dostosowanie ich składu gatunkowego do siedliska po to, żeby kolejne pokolenia Polaków mogły cieszyć się równie dużą jak my powierzchnią lasów. Tych rozsądnych głosów ekspertów nie słucha dziś kierownictwo ministerstwa klimatu i środowiska, bowiem jest wręcz „omamione” ideologią płynącą ze strony eurokratów Komisji Europejskiej. W mojej ocenie jest jeszcze jeden aspekt, dlaczego obecnie rządzący w Polsce politycy są na „bardzo krótkim pasku” organizacji pozarządowych.
Jaki?
Organizacje te atakując leśników, manipulując i krytykując wszystkie działania poprzedniego kierownictwa ministerstwa pomogły obecnej ekipie objąć władzę. Koalicja 13 grudnia ma więc u nich zaciągnięty polityczny dług.
Obecne kierownictwo Lasów Państwowych odpowie w następujący sposób: my chronimy naprawdę lasy, my wyłączamy ich wielką część z użytku. Może to jest dobra metoda?
Musimy tu poruszyć kilka aspektów. Ten wpis, który pojawił się na profilu Lasów Państwowych, mówiący o tym, że dopiero po wdrożeniu politycznych poleceń z umowy koalicyjnej partii rządzących lasy w Polsce będą lepiej chronione wysyła sygnał do społeczeństwa, że leśnicy dotychczas nie potrafili zaopiekować się naszą przyrodą. Wypowiedzenie takich słów przez leśnika czy przez obecne kierownictwo Lasów Państwowych jest nieodpowiedzialne i niebezpieczne, a przede wszystkim niezgodne z prawdą. Jaki sygnał wysyła do Polaków? Wbrew faktom stwarza wrażenie, że politycy kierujący się swoimi interesami i emocjami lepiej wiedzą jakie podejmować działania niż naukowcy i eksperci bazujący na badaniach i doświadczeniu. Tak już w Polsce było za czasu PRL, gdy prowadzono, także w Lasach gospodarkę nakazowo – rozdzielczą.
Co to oznacza?
Oczekiwania i nakazy dotyczące lasów wychodziły zza biurka urzędników, zamiast oddolnie od lokalnych leśników czy naukowców znających potrzeby lasów na danym obszarze, prowadząc nieuchronnie do podejmowania działań często przyrodniczo szkodliwych, a także do licznych kryzysów. Urzędnicy, którzy nie rozumieli tematu, dążyli do osiągnięcia jakiegoś wyznaczonego sobie celu, próbowali kierować lasami w Polsce, nakazując np. nasadzenia gatunkami szybko rosnącymi, celem szybkiej kumulacji zysków. Przez takie działania, dziś w wielu miejscach w Polsce borykamy się z drzewostanami niedostosowanymi gatunkowo do miejsca, w którym rosną. Przez to są one mniej odporne na niekorzystne warunki np. suszę bądź szkodniki owadzie. I przez to także wymagają dzisiaj konkretnych działań odwracających tą negatywną sytuację. Ponadto we wpisie Lasów Państwowych czytam jeszcze jedno, że oni jako europejscy „przodownicy” chcą dostosować się do wymagań Komisji Europejskiej zapisanych m.in. w Strategii Bioróżnorodności Biologicznej, strategii, która – po dyskusji z ekspertami, została przez rząd PiS, ale też liczne środowiska, w tym samorządy – oprotestowana.
Wskazaliśmy, że cele zapisane w strategii oraz narzędzia do dochodzenia do tych celów są ze sobą sprzeczne. Czyli zastosowanie narzędzi polecanych przez KE przyniesie skutek odwrotny od zakładanego! Zamiast pomóc chronić różnorodność biologiczną – będzie szkodzić. Tymczasem dzisiejsze kierownictwo ministerstwa klimatu i środowiska ślepo realizuje te fatalne zapisy! To również skutek ulegania wpływom organizacji pozarządowych, które – w mojej ocenie – zgłaszając postulaty podczas spotkań z byłym wiceszefem KE Fransem Timmermansem, współtworzyły tą strategię. Dziś ci sami ludzie doradzają kierownictwu ministerstwa klimatu i środowiska. Ich działania przyczynią się do zachwiania stabilności wielu obszarów leśnych w Polsce. Mało tego, wyłączenie gospodarki leśnej na blisko 20 proc., obszarów leśnych tylko dlatego, że takie założenia zostały zapisane w umowie koalicyjnej będą skutkować tym, że ludzie zaczną w tych miejscach tracić pracę i dochody, a ceny drewna w całej Polsce pójdą w górę. Uderza się tym w gospodarkę naszego kraju, bowiem drewno jest surowcem, na którym – można powiedzieć – opiera się kilka procent polskiego PKB, a więc na którym także polska gospodarka mocno stoi.
Czytaj też:
Awantura na posiedzeniu komisji. Posłowie PiS wykluczeni z obradCzytaj też:
Nowe dane o polskim przemyśle. Tak źle nie było od dwóch lat
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.