Piotr Gociek: Czy pisanie sprawia panu jeszcze frajdę, czy też po 50 latach kariery pisarskiej i 35 powieściach to już tylko praca?
Wilbur Smith: Jedno i drugie, oczywiście. Frajda jest wtedy, gdy praca idzie świetnie. Nie znam lepszego uczucia niż to, które ogarnia mnie, kiedy czuję, że jestem na właściwej ścieżce. Gorzej jest, kiedy muszę się głowić, jak sklejać rzeczy, które na pozór wyglądają na świetnie do siebie pasujące, a mimo to nie chcą się ułożyć w opowieść.
Opowiadał pan kiedyś, że pracuje jak urzędnik: wstaje wcześnie rano, siada przy biurku i pisze do popołudnia z krótkimi przerwami na herbatę. i tak codziennie.
Dzisiaj już trochę złagodniałem, mam swoje lata. Kiedy jednak pracuję nad książką, staram się robić to jak najwydajniej. Wcześnie wstaję i piszę cały dzień. Kiedy czuję, że dobrze mi idzie, chcę, by trwało to jak najdłużej. Kiedy zbieram materiały, dużo podróżuję, ale pracuję zawsze w domu – mam w tej chwili dwa, jeden w Londynie, drugi w Kapsztadzie. Z reguły praca nad powieścią zajmuje mi pół roku, czasem więcej. Z książkami jest jak z dziećmi – każda jest inna. Do niektórych trzeba mieć więcej cierpliwości, ale kochasz wszystkie. Na szczęście pomysłów mi nie brakuje. Jestem w połowie pisania nowej książki, myślę już o kilku następnych. (…)
fot. materiały prasowe