Witold Karczewski to znany przedsiębiorca z Podlasia, właściciel firmy handlującej sprzętem rolniczym Contractus. Jest wiceszefem Krajowej Izby Gospodarczej, honorowym prezesem Izby Przemysłowo-Handlowej w Białymstoku i konsulem honorowym Bułgarii. Uczestniczy w międzynarodowych misjach gospodarczych z udziałem najważniejszych osób w państwie.
W styczniu zrobiło się o nim głośno po tym, jak TVN 24 wyemitował reportaż „Kucharze Łukaszenki”. W materiale podano, że Witold Karczewski jest podejrzany o zamiar skorumpowania kenijskiego ministra, ma niejasne powiązania z ludźmi białoruskiego reżimu i jest cichym współwłaścicielem mińskiej restauracji, w której miałby się stołować Aleksander Łukaszenka.
Karczewski w oświadczeniu wydanym po emisji reportażu zapowiedział wystąpienie na drogę sądową przeciwko stacji, a sam materiał określił jako „ciąg dalszy negatywnej i nieuczciwej kampanii” zapoczątkowanej przez nieuczciwą konkurencję. Jak pisaliśmy miesiąc temu, zawiadomienie dotyczące kenijskiego kontraktu złożyła fundacja Lex Nostra zainspirowana przez firmę, która konkurowała z Contractusem o afrykańskie zlecenia. To, że Lex Nostra doniosła do prokuratury na Karczewskiego „wskutek rozmów z jego konkurencją” podał także niedawno Onet.
Jak pisaliśmy miesiąc temu za „Tygodnikiem Bydgoskim”, śledztwo dotyczące kontraktu kenijskiego wzbudziło zastrzeżenia władz prokuratury. Karczewski w 2019 r. usłyszał w ramach tego postępowania zarzut oferowania 25 mln zł łapówki byłemu kenijskiemu ministrowi rolnictwa. Przedsiębiorca w wydanym oświadczeniu odrzucił to podejrzenie. Podkreślił przy tym, że kontrakt nigdy nie wszedł w życie, a zarzut jest niedorzeczny, bo afrykański polityk nie był już w tym czasie ministrem i nie miał wpływu na rządowe rozstrzygnięcia. Zaraz po postawieniu zarzutu przedsiębiorcy śledztwo zostało na pięć lat zawieszone. Wznowiono je dopiero, gdy sprawą zainteresował się TVN 24. W styczniu tego roku prokurator prowadząca to postępowanie została zdegradowana i odebrano jej prowadzenie postępowania. Jako podano, decyzję umotywowano „potrzebą zdynamizowania czynności”.
Poseł pyta o nadzór Prokuratury Krajowej
Po naszym tekście przewlekłością tego śledztwa zainteresował się poseł z koła Republikanie Jarosław Sachajko. „Postępowanie w sprawie tzw. kontraktu kenijskiego zostało wszczęte prawie 10 lat temu i przez większość czasu było zawieszone. Po tak długim czasie badania sprawy przez śledczych powinno zostać ono albo umorzone albo zakończone skierowaniem aktu oskarżenia. Długotrwałość tego postępowania może rodzić poważne pytania o sposób prowadzenia sprawy i przejrzystość działań prokuratury” – czytamy w zapytaniu Sachajki. Poseł pyta w nim:
·czy śledztwo było objęte nadzorem Prokuratury Krajowej
·czy ujawniono w nim nieprawidłowości, które mogły wpłynąć na jego przebieg lub tempo
·czy kwalifikuje się ono jako przewlekłe lub długotrwałe zgodnie z kryteriami prokuratury
·czy wstrzymywano postępowanie z powodów pozamerytorycznych lub politycznych
·i czy analizowano związki fundacji Lex Nostra z konkurencją biznesową Karczewskiego
Jak ustaliliśmy, Witold Karczewski w międzyczasie skierował też skargę na rzecznika prasowego Prokuratury Krajowej Przemysława Nowaka, który wypowiadał się na temat przedsiębiorcy w reportażu TVN 24. Mówił w nim m.in., że sprawa Karczewskiego jest „wielowątkowa a wątkiem głównym i początkowym jest szpiegostwo”. Rzecznik stwierdził też, że w śledztwie badano powiązania Karczewskiego z Aleksandrem Zingmanem, białoruskim oligarchą związanym z reżimem Łukaszenki.
„Wbrew przekazowi medialnemu oraz sugestiom pana prokuratora nigdy nie postawiono mi zarzutów dotyczących szpiegostwa, czy też działania na szkodę Rzeczpospolitej Polskiej. Warto podkreślić, że postępowanie było prowadzone w sprawie, a nie przeciwko konkretnym osobom, zaś już w listopadzie 2024 r. było wiadomym, że śledztwo jest zakończone, przygotowywana jest decyzja o umorzeniu. Nie mam wiedzy, kiedy materiał był nagrywany, niemniej jednak w momencie publikacji zawierał oczywiście nieprawdziwe informacje. Mimo znajomości akt oraz zamierzeń organu pan prokurator nie podjął żadnych działań zmierzających do sprostowania wyemitowanych treści. Na wniosek skierowany przez mego obrońcę Prokuratura nie odpowiedziała, mimo że minął ponad miesiąc” – czytamy w skardze złożonej przez Karczewskiego.
Równolegle przedsiębiorca złożył też drugie pismo do Prokuratury Krajowej z pytaniami, z czyjego zawiadomienia wszczęto to śledztwo, jaki był powód jego umorzenia, co było podstawą telewizyjnych wypowiedzi rzecznika i czy Prokuratura Krajowa zamierza sprostować te twierdzenia? W piśmie czytamy, że Karczewski nie był bowiem przesłuchany w tym śledztwie nawet jako świadek.
Wznowienie śledztwa. "Działalność na Białorusi nie była zakazana"
Prokuratura Krajowa w odpowiedzi zobowiązała się do ustosunkowania się do tej skargi do 14 kwietnia. Obecnie – jak napisano – trwa analiza dokumentacji. W międzyczasie doszło jednak do kolejnego zwrotu, bowiem po ubiegłotygodniowej serii tekstów Onetu prokuratura zdecydowała, że śledztwo nie zostanie zamknięte i będzie dalej prowadzone.
Informacje w tej sprawie przekazał portalowi po raz kolejny… prokurator Nowak. "Postanowieniem z dnia 2 kwietnia 2025 r. uchylono postanowienie z dnia 29 listopada 2024 r. o zamknięciu śledztwa (...). Kompleksowa analiza akt (...), jak również nowe ujawnione okoliczności pojawiające się w publikacjach prasowych, wskazujące na możliwość pozyskania dodatkowego materiału dowodowego, uzasadniają dalsze prowadzenie śledztwa (...)" – czytamy w stanowisku prokuratury cytowanym przez Onet.
Kilka dni temu do tej decyzji odnieśli się Witold Karczewski i jego pełnomocnik radca prawny Joanna Kamieńska w rozmowie z Radiem Białystok. – Nie ma nowych faktów i dowodów w sprawie, które wynikają z ostatnich publikacji. Zastanawiające jest to, że Prokuratura Krajowa widzi nowe dowody w swoich własnych materiałach z postępowania przygotowawczego, ujawnionych teraz przez dziennikarzy – powiedziała Joanna Kamieńska.
Karczewski tłumaczy z kolei, że poznał Zingmana wiele lat temu, gdy polsko-białoruska współpraca handlowa była na porządku dziennym. – Znam wielu ludzi w Białorusi, działalność w Białorusi nie była zakazana. Nie mam rentgenu, żeby prześwietlić wszystkich ludzi. Z wielu ludźmi się spotykałem, ja jestem człowiekiem znanym. Dużo robię dla tego regionu, jak również działam na szczeblu krajowym – mówił przedsiębiorca. Stwierdził też, że to, co się wokół niego dzieje w ostatnich miesiącach, jest nagonką inspirowaną przez jedną z firm rywalizujących z Contractusem. – Jest to zainicjowane przez moją konkurencję. Celem jest, abym nie wykonał kontraktu w Kenii, który w uczciwy sposób zdobył na przetargu. Prasa mnie praktycznie oskarżyła, chce wyręczyć sąd. Sąd się nie odbył, w związku z tym nie można mówić, że ja jestem osobą niewiarygodną, z którą nie należy się spotykać – stwierdził.
Zostań współwłaścicielem Do Rzeczy S.A.
Wolność słowa ma wartość – także giełdową!
Czas na inwestycję mija 31 maja – kup akcje już dziś.
Szczegóły:
platforma.dminc.pl