RYSZARD GROMADZKI: Nowa francuska doktryna obronna przewiduje, że do 2030 r. w Europie wybuchnie nowa wojna o dużej skali. Kanclerz Niemiec Friedrich Merz ogłosił z kolei, że Bundeswehra stanie się wkrótce najsilniejszą armią w Europie. Panie profesorze, czy nowa wojna w Europie jest nieunikniona? Czy układ sił ufundowany w Jałcie w 1945 r., a zredefiniowany po upadku Związku Sowieckiego i zjednoczeniu Niemiec w 1990 r. będzie zastąpiony nowym rozdaniem?
PROF. RYSZARD LEGUTKO: Sądzę, że nie, choć nie da się niczego definitywnie wykluczyć. Pamiętajmy, że na skutek amerykańskiego parasola siła militarna Europy była dość mizerna, a społeczeństwa odzwyczaiły się od wojska, wojny i myślenia w kategoriach militarnych. Do tego doszły narastające problemy ekonomiczne Niemiec i Francji, w wypadku Niemiec – bardzo głębokie. Modernizacja i rozwój wojska wymagają mocnego uzasadnienia, np. przez wskazywanie poważnych zagrożeń. Stąd wezwania w Niemczech do mobilizacji dla stworzenia najsilniejszej armii w Europie, potwierdzenia pozycji ekonomicznego giganta kontynentu, wielkiej reindustrializacji kraju, a przy okazji straszenie wojną.
Nam, Polakom, to się bardzo źle kojarzy, ta retoryka już wybrzmiewała w niemieckiej historii.
z jednej strony słabe Niemcy, od których Polska – poza okresami rządów prawicy – uzależniała się i nadal przy obecnym rządzie uzależnia politycznie, choć właśnie teraz to dobry okres, by nieco wyzwolić się spod tej niemieckiej nadopiekuńczości. Z drugiej strony, kiedy Niemcy się wzmocnią i znów staną się potężną siłą gospodarczą i militarną, jak obiecuje Merz, to będzie gorzej i znacznie trudniej. Wracając do pana pytania, nie wiadomo, kto i o co miałby toczyć nową europejską wojnę.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.
