BŁAŻEJ TORAŃSKI: Czym jest dla pana prawda? Rzecz jasna, chodzi o prawdę historyczną.
BOGDAN MUSIAŁ: To wydarzenie historyczne, które zostało dogłębnie zbadane, zrekonstruowane i opisane. Bez ideologii, uprzedzeń. Z dystansem. Zachowaniem zimnego spojrzenia. Bez ustalonej z góry tezy. Dowodzenie tezy nie ma niczego wspólnego z prawdą historyczną. W analizie jestem otwarty na każde rozwiązanie. Pochylam się nad argumentami wszystkich stron. Sprawców i ofiar. Rekonstruuję bieg wydarzeń.
To dokładnie tak samo jak w dziennikarstwie, gdzie naturalne jest połączenie entuzjazmu ze sceptycyzmem. Trzydzieści lat temu, kiedy pracowałem w "Rzeczpospolitej", minister do spraw kombatantów powiedział mi, że z roku na rok wzrasta w Polsce liczba powstańców śląskich, nie wspominając o warszawskich. Z czego to się bierze? Z uprawnień dla kombatantów? Ulgi na przejazd tramwajem?
Niestety tak. Kombatanci i ofiary represji mają różne uprawnienia. W zakresie opieki socjalnej, leczenia czy ryczałtu energetycznego. Ale skandalem było, że przez dziesiątki lat Niemcy nie płacili odszkodowań polskim ofiarom obozów koncentracyjnych, poza jednym wyjątkiem: jeśli były ofiarami eksperymentów medycznych. Wielokrotnie czytałem zeznania bohaterów moich książek. Tuż po wojnie nie wspominali o takich doświadczeniach, a z czasem, kiedy można było za to otrzymać niemieckie marki, powoływali się na eksperymenty, których faktycznie nie doświadczali. Musieli oszukiwać, aby wykorzystać tę prawną furtkę, i wzajemnie w tych opowieściach się wspierali. To było dosyć częste. Rozpowszechnione w dokumentach. Pomijałem te zeznania, ale nie stawiałem im zarzutów. Nie uważam, aby to było nieetyczne, gdyż należały im się odszkodowania za traumy w obozach koncentracyjnych. Finansowe motywacje są zatem silne.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.
