Megumi Yokota miała do przejścia tylko kilkaset metrów, które dzieliły salę ćwiczeń od jej domu. Był wieczór 15 listopada 1977 r. Miesiąc wcześniej dziewczynka obchodziła swoje 13. urodziny. Megumi mieszkała w spokojnej wiosce w Prefekturze Niigata na zachodnim wybrzeżu wyspy Honsiu. Dziewczynka wracała z zajęć badmintona, gdy nagle po prostu rozpłynęła się w powietrzu. Rodzina już po godzinie zawiadomiła policję i rozpoczęły się poszukiwania na szeroką skalę. Gruntownie przeczesane zostały lasy, a także plaża. Jej matkę jeszcze tego samego wieczora coś przyciągnęło na brzeg. Jak wspominała później, wpatrywała się przez dłuższą chwilę w ciemny horyzont – po drugiej stronie Morza Japońskiego leży Półwysep Koreański…
Czterdzieści osiem lat później blisko 90-letnia Sakie Yokota stała przy Donaldzie Trumpie i nowej japońskiej premier, trzymając w rękach zdjęcie. Na kolorowej fotografii widać młodą kobietę, dwóch kilkuletnich bliźniaków i – na oko – 10-letnią dziewczynkę. Wszyscy uśmiechnięci, beztroscy. Bliźniacy, dziś ponad 50-letni mężczyźni, stali obok swojej matki i z nadzieją patrzyli na prezydenta USA. Dziewczynką ze zdjęcia była Megumi. Rodzina nie widziała jej od blisko półwiecza. Wiedzę na temat jej losu ma jedynie reżim w Pjongjangu.
Poza rodziną państwa Yokota na spotkaniu z Trumpem, przy okazji jego ostatniego „tournée” po Azji, pojawiło się jeszcze kilkanaście osób ze Stowarzyszenia Rodzin Ofiar Porwanych przez Koreę Północną. Ich poruszające historie i mgła tajemnicy skrywająca losy ich bliskich od pół wieku zajmują serca i umysły Japończyków. Każdy kolejny japoński premier spotyka się z rodzinami i porusza ten temat w rozmowach z Koreańczykami z Północy. Na razie jednak efekty tych rozmów są mocno ograniczone. I właśnie dlatego rząd w Tokio poprosił o interwencję Trumpa i zaprosił na to symboliczne spotkanie rodziny Japończyków porwanych w latach 70. i 80.
Amerykański prezydent, który chwali się publicznie, że świetnie się rozumie z Kim Dzong Unem, powiedział na spotkaniu z rodzinami porwanych, że pamięta o ich bliskich i zrobi wszystko, co w jego mocy, by przekonać Pjongjang do zwolnienia tych ludzi.
Pary na celowniku
Oficjalnie Pjongjang przyznał się jedynie do 13 porwań obywateli Japonii, choć szacuje się, że północnokoreański reżim zniewolił w ten sposób nawet kilkuset Japończyków. W latach 70. i 80. odnotowano mnóstwo tajemniczych zniknięć, których zagadki policja nie była w stanie rozwiązać. Ludzie rozpływali się w powietrzu w przeróżnych miejscach, nie tylko na wybrzeżu. Podejrzenia opinii publicznej zdały się potwierdzać znajdowane czasem przy plażach tajemnicze łódki ze śladami wskazującymi na to, że ich załoga pochodziła z Korei Północnej.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.
