Ostatnia powieść Waldemara Łysiaka to książka bardzo mądra, a przez to smutna
(...) Lubi Łysiak zabierać się do tematów najdonioślejszych, podejmować wątki i dialog z największymi, stąd jego gry z „Eneidą” („Ostatnia kohorta”), z „Faustem” („Satynowy magik”) i „Ulissesem” („Kielich”). Teraz przyszedł czas na „Hamleta”. Na tym polega literatura – jej istotą jest dialogiczność (owa palimpsestowość). Zresztą taka jest struktura świata, bo jak zauważa Łysiak: „To wszystko już było […]. Kolejne generacje tylko małpują labirynty człowieka. Chłonąc zmysłami życie, jesteśmy od powtarzania tradycji, a nie od kreowania nowości. Ecce homo!”. Sam Szekspir nie był tu wyjątkiem, obficie zapożyczając pomysły i motywy (nie on pierwszy stworzył dramat o księciu duńskim – zrobił to Thomas Kyd).
„Królewicz i minstrel” to przypowieść o świecie w bajkowym skrócie, ale dziwna to bajka, próżno szukać w niej fantastyki i dziwów. Zamiast nich otrzymujemy intensywny obraz utkany z intryg, przekupstw, pychy i mnóstwa pokus. Łysiak posłużył się modelem królewskiego dworu, będącym areną zawiści i podstępów, na której trzeba taić zalety (bo te ściągają nienawiść i przysparzają wrogów) oraz „mądrze kłamać”. Nie powinno się też zapominać, że „kobiety to same kłopoty, jeśli się zakochujesz”, a źródeł tych „kłopotów” jest w książce sporo, podobnie jak sporo jest erotyki – momentami w dosadnej postaci, mówiąc po szekspirowsku: owych „zwierząt o dwóch grzbietach”. (...)