Obrona poprzez atak – tak w skrócie można opisać taktykę przyjętą przez Hannę Gronkiewicz-Waltz w związku z tym, co się dzieje ostatnio w Warszawie. A dzieje się sporo. W ostatnich tygodniach nawet ci, którzy niespecjalnie interesowali się dotąd reprywatyzacją, usłyszeli o kontrowersyjnej sprawie działki w samym centrum miasta, tuż przy Pałacu Kultury i Nauki.
Przed wojną działka nosiła adres Chmielna 70, a prawa do niej i stojącej tu kamienicy nabył Duńczyk Martin Holger. Kamienica nie przetrwała wojny, a działka – tak jak wiele innych w Warszawie – została znacjonalizowana na mocy dekretu Bieruta (dekret Bieruta z 1945 r. nakazywał oddanie miastu wszelkich gruntów znajdujących się w przedwojennych granicach miasta, w założeniu miało to ułatwić odbudowę stolicy).
W 2012 r. miasto w ramach reprywatyzacji oddaje wartą ok. 160 mln zł działkę domniemanym spadkobiercom Duńczyka. Okazuje się jednak, że były podstawy prawne do tego, by działki nie reprywatyzować. Dania jest jednym z kilkunastu państw, z którymi PRL uregulowała sprawy roszczeń. I tak w 1953 r. rząd PRL wypłaca Danii 5,7 mln koron duńskich, a tamtejsze władze uznają wszystkie roszczenia za uregulowane. Wątpliwości budzą w tej sprawie nie tylko sam zwrot gruntu, lecz także powiązania między urzędnikiem, który wydał tę decyzję, a prawnikiem, który prowadził reprywatyzację w imieniu domniemanych spadkobierców.
Sprawa jest bulwersująca, nawet „Gazeta Stołeczna” (warszawski dodatek „Gazety Wyborczej”), którą trudno posądzić o niechęć do władz miasta z nadania Platformy Obywatelskiej, okrzyknęła ją „największą aferą reprywatyzacyjną w Warszawie” i od wielu tygodni krok po kroku opisuje jej kulisy. (...)