Ci, którzy nazywają „Marsylię” europejską wersją „House of Cards”, nie mają racji. Oba seriale traktują o polityce zupełnie inaczej. Francuskojęzyczna produkcja Netfliksa to opowieść o wiele ciekawsza i głębsza.
Codziennie dochodzi tu do średnio 30 napadów z bronią – na banki, kantory, supermarkety, a nawet piekarnie. W 2011 r. naprawa zniszczeń kosztowała budżet miasta aż 300 mln euro. Duża część bandytów nie ma nawet 16 lat. Na 860 tys. mieszkańców blisko 40 proc. stanowią muzuł- manie – raport Open Society Foundation z 2013 r. wskazuje, że tylko połowa z nich uważa siebie za marsylczyków. Reszta to mieszkańcy zamkniętych arabskich dzielnic na przedmieściach, w których bezrobocie wśród młodych przekracza 40 proc. (w jednym z okręgów ponad 55 proc. ludności żyje poniżej granicy ubóstwa). Trochę inaczej niż w eleganckim, wymuskanym i bogatym Waszyngtonie, jaki znamy z „House of Cards”, prawda?
Chociaż tematem i amerykańskiej, i europejskiej produkcji jest z grubsza to samo – walka o władzę – tytułowa bohaterka „Marsylii”, ośmioodcinkowego serialu Netfliksa, sprawia, że jest to walka zupełnie inna. Inna jest też władza. Nie fotel w Gabinecie Owalnym i rozmowy, od których zależy kształt całego globu, ale skromniejsze biurko miejskiego mera. (...)