Połowa listopada to czas, w którym nawet Rzym wydaje się miastem spokojnym i pustym. Mniej turystów i pielgrzymów, łatwiej dostać się do muzeów i na wystawy. Tego dnia, szczęśliwie, pogoda była piękna, temperatura sięgnęła 20 stopni Celsjusza, a słońce od chwili, jak przebiło się ranem przez chmury, cały czas już pozostało nad miastem. Może tylko poranek przypominał, że to jednak koniec jesieni i że zbliża się zima, poranek chłodny, wietrzny, niepasujący do reszty dnia, co pociąga za sobą dla przybysza wyruszającego wcześnie z domu zawsze kłopoty: jak ubrać się dość ciepło, żeby nie zmarznąć po wyjściu, i nie dość gorąco, żeby nie umrzeć potem z ciepła. Nie da się. Zawsze trzeba po kilku godzinach wrócić do domu i przebrać się w wersję letnią.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.