Większość Polaków odczuwa niedobór lokali mieszkalnych, który od dekad ma charakter systemowy. Kolejne programy rządowe mają pomóc rozwiązać ten problem, choć zaspokojenie istniejących potrzeb mieszkaniowych może potrwać nawet dziesiątki lat. Według danych GUS liczba mieszkań na 1 tys. mieszkańców wynosi w Polsce 386, podczas gdy w Czechach jest to 465 mieszkań, na Węgrzech 455, a w Niemczech 511.
W ostatniej dekadzie poziom produkcji mieszkaniowej widocznie wzrósł. W 2020 r. było to 222 tys. (rekord od czterech dekad) wobec zaledwie 148 tys. w 2015 r. Za wzrost ten odpowiadają jednak głównie w miarę stabilny poziom budownictwa inwestorów indywidualnych oraz silnie wzrastająca produkcja deweloperska.
W „Mieszkaniu bez wkładu własnego” maksymalna wysokość dopłat ma wynieść 100 tys. zł w przypadku wkładu własnego lub 160 tys. złotych dofinansowania dla rodzin wielodzietnych i osób korzystających z budownictwa społecznego. Wysokość takiego dofinansowania będzie uzależniona od liczby dzieci w rodzinie – kwalifikować będą się rodziny co najmniej 2+2. Dopłata będzie wynosiła 20 tys. PLN za drugie dziecko, 60 tys. PLN w przypadku posiadania trójki dzieci i dodatkowe 20 tys. PLN za każde kolejne dziecko (max. 160 tys. PLN). Program będzie przeznaczony dla osób w wieku 24–40 lat i szacuje się, że programem dopłat objętych będzie ponad 80 tys. beneficjentów (rodzin i singli), a na same bony mieszkaniowe i społeczne rząd przeznaczy ponad 1 mld zł rocznie.
Poprzednie programy rządowe nie mogły cieszyć się wielką popularnością, ponieważ realizowane były w zbyt krótkich okresach czasu.
Propozycje mieszkaniowe Polskiego Ładu wyglądają stabilniej. Mimo wszystko wciąż nie są to rozwiązania idealne.
Owszem, gwarancja zastępująca wkład własny to dużo lepsze rozwiązanie niż finansowanie bezpośrednich dopłat, tak jak było to w przypadku poprzednich programów, które powodowały np. dopasowywanie stawek za metr kwadratowy do limitów.
Dzisiaj problematyczne mogą być kredyty. Kredytobiorcy, którzy będą chcieli skorzystać z obecnego programu „Mieszkanie bez wkładu własnego”, nie będą mogli wybrać dowolnego kredytu. Ten będzie bowiem mógł zostać udzielony na nie mniej niż 15 lat. Możliwe, że wcześniejsza spłata kredytu może być niemożliwa. Kolejnym potencjalnym problemem, mogą być ewentualnie narzucone limity cenowe – według algorytmu lokalizacji i liczby mieszkańców. W przypadku deficytu mieszkań powinno się wspierać przede wszystkim ich produkcję, czyli rynek pierwotny (domy budowane indywidualnie i przez deweloperów). Na ceny mieszkań wpływają nie tylko rosnący popyt, lecz także koszty pracy i materiałów budowlanych oraz nieefektywna administracja.
Kluczowe będzie istotne zwiększenie podaży nowych mieszkań, co ograniczałoby presję cenową. Przede wszystkim jednak należy zrobić kooperację państwa z firmami prywatnymi. Firmy deweloperskie przy odpowiednich przepisach mogłyby współpracować przy realizacji rządowych programów mieszkaniowych. Do tego zaś potrzeba uproszczenia przepisów budowlanych oraz odblokowania nowych gruntów inwestycyjnych, zwłaszcza w obszarze miast. Dziś to właśnie ich brak hamuje rozwój rynku mieszkaniowego oraz jest przyczyną wzrostu cen dostępnych gruntów, a ostatecznie mieszkań. Podsumowując – dobrze, że rząd zdaje sobie sprawę z deficytu mieszkaniowego. Pamiętajmy, że budownictwo mieszkaniowe jest strategicznym punktem rozwoju gospodarki. Dlatego należy o nie dbać i minimalizować bariery administracyjne i finansowe do jego dalszego rozwoju. Kierując wsparcie na oba rynki – bankowy i budowlany – rząd bierze na siebie dużą odpowiedzialność. W pewien więc sposób staje się kreatorem wolnorynkowego obszaru gospodarki, którym jest budownictwo mieszkaniowe. I nie da się ukryć, że – patrząc na wzorce Szwecji, Niemiec i Kanady – tego oczekujemy.
Piotr Hofman