Jak podał niedawno GUS, w październiku inflacja w Polsce wyniosła 17,9 proc. Część ekspertów przewiduje, że w przyszłym roku może ona wzrosnąć nawet do 20 proc., by potem powoli zacząć maleć.
Tymczasem były szef KNF Stanisław Kluza wskazuje, że dyskutując na temat inflacji można wyróżnić kilka jej rodzajów. Jednym z ważniejszych jest ten mówiący o sile z jaką przeciętne gospodarstwa domowe w kraju odczuwają wzrosty cen. Zdaniem Kluzy, inflacja odczuwalna wynosi obecnie w Polsce ok. 30 - 35 proc.
– Mamy inflację tzw. konsumencką - 18 proc., inflację producencką w granicach 25 proc., mówimy też o inflacji bazowej, która jest zbliżona do 11 proc. Często używam takiego sformułowania inflacja odczuwalna. W mojej ocenie dla niezamożnego, bądź średnio zamożnego gospodarstwa domowego, które ma bardzo duży udział produktów codziennej potrzeby w swoim koszyku konsumpcyjnym, jest zbliżona do 30-35 proc. – ocenił ekspert na antenie RMF FM.
Jako przykład Kluza podał cenę bochenka chleba baltonowskiego. Rok temu kosztował on 1,99 zł, dziś - 2,75 zł.
– To oznacza 40-procentowy wzrost ceny tego chleba – wskazał Kluza.
Kto winien inflacji
Podczas rozmowy padło również pytanie o to, kto jest odpowiedzialny za wciąż rosnącą inflację. Kluza nie miał wątpliwości z odpowiedzią.
– Zdecydowanie większą część inflacji wykreowaliśmy sobie sami, duża część wynika z negatywnego sprzężenia zwrotnego pomiędzy polityką pieniężną i fiskalną. Obecnie dużo więcej dokłada do tej inflacji polityka fiskalna – powiedział.
– Inflacja w Polsce była już dosyć wysoka, zanim doszło do wojny na Ukrainie. Presja inflacyjna w Polsce i naszym regionie Europy pojawiła się już w połowie 2019 roku. Pojawienie się epidemii COVID de facto wychłodziło i opóźniło efekty inflacyjne o rok-półtora – dodał ekspert.
Czytaj też:
Europoseł PiS: Właśnie za to płacimy podwyższoną inflacjąCzytaj też:
Polska z rekordowo niskim bezrobociem. Premier: Polityka rządu działa