Słowa Marcina Pióro pośrednio potwierdzają statystyki ujawnione w maju przez „Dziennik Gazetę Prawną". Wynika z nich, że blisko połowa spraw wszczętych przez prokuraturę w latach 2023 i 2024 na podstawie zawiadomienia KNF została umorzona. Donosząc do prokuratury, Komisja zazwyczaj wpisuje firmę, do której ma zastrzeżenia, na listę ostrzeżeń publicznych. Powody są różne: działalność niezgodna z regulaminem danego podmiotu, prowadzenie działalności bez stosownego zezwolenia itd. Tyle tylko, że jak wskazują przedsiębiorcy, decyzje Komisji zazwyczaj są arbitralne, a ich powody kruche. Firmy zazwyczaj dowiadują się o wszystkim z mediów, a następnie borykają się z konsekwencjami.
Zdaniem ekspertów, cytowanych wówczas przez "DGP", tryb działania KNF jest niekonstytucyjny, bo samo złożenie doniesienia do prokuratury i ogłoszenie tego w mediach de facto ogranicza zasadę wolności działalności gospodarczej zawartą w art. 20 ustawy zasadniczej. Ponadto – jak zwracają uwagę prawnicy – sam wpis na listę ostrzeżeń jest czynnością materialno-techniczną, a nie decyzją administracyjną, a więc nie przysługuje od niego jakiekolwiek odwołanie, w ramach którego można by weryfikować poprawność czynności podejmowanych przez Komisję.
Media pełne są historii, w których decyzja KNF przyczyniła się do upadku przedsiębiorstw. Wystarczy wspomnieć choćby Polski Bank Apeksowy. W październiku 2017 r. 40 banków spółdzielczych złożyło wniosek o utworzenie PBA. Komisja początkowo dała zielone światło, by po roku odmówić zgody na powołanie zrzeszenia. Spółdzielcy złożyli odwołanie, po którym sąd prawomocnie uchylił decyzje nadzoru. Tyle, że prawomocny wyrok zapadł dopiero w 2022 r., gdy PBA był już od kilku lat w apelacji. Bankowcy wycenili straty poniesione w związku z tworzeniem banku na ok. 18 mln zł.
Ciekawy jest także przykład firmy FACTOR z Radomska, która została wpisana przez KNF na listę ostrzeżeń w 2016 roku. Pięć lat później śledztwo z doniesienia Komisji prawomocnie umorzono. Mimo to wpis nie zniknął, bo… nadzór nie ma obowiązku zdjęcia z listy uniewinnionego podmiotu.
Cinkciarz ofiarą KNF?
Czy kolejną ofiarą KNF jest popularny kantor cinkciarz.pl? Na początku października Komisja cofnęła zezwolenie na świadczenie usług płatniczych spółce Conotoxia należącej do grupy Cinkciarz. Firma od początku twierdzi, że powodem decyzji były nie tyle jej naruszenia, ile zmiana podejścia samej Komisji, która przez lata nie zgłaszała zastrzeżeń do sposobu przechowywania środków klientów. Klienci Cinkciarza od kilku miesięcy narzekają na opóźnienia w realizacji transakcji, tyle że – jak pisał serwis money.pl – wynikają one ze zmian w systemach informatycznych, których wymagała od spółki właśnie… Komisja. KNF prowadziła kontrolę w Conotoxii, na zakończenie której wydała 53 zalecenia wymagające przebudowy oprogramowania. Spółka przedłożyła w Komisji harmonogram i zaczęła realizować zalecenia, dokonując – jak to ujęto – "przepięć systemowych". I to właśnie przez te prace spółka wpadła w spiralę opóźnień.
Zdaniem twórcy Cinkciarz.pl Marcina Pióro KNF pozbawiła jego firmę możliwości działania z premedytacją. – To nie był nadzór, to była próba zniszczenia naszej spółki – uważa założyciel firmy. – KNF odebrała nam prawo do funkcjonowania na uczciwym rynku, działając jak sędzia i kat zarazem – uważa. W efekcie Cinkciarz.pl, zamiast skupić się na rozwijaniu biznesu, musiał walczyć z decyzjami regulatora, które doprowadziły firmę na skraj bankructwa.
Co więcej, działania KNF wobec Cinkciarz.pl miały być, zdaniem firmy, nieprzejrzyste. Firma wielokrotnie wskazywała na brak podstaw prawnych. Zdaniem Marcina Pióro, działania KNF coraz częściej przypominają wyrok śmierci dla polskich przedsiębiorców. – Jedną decyzją urzędnik próbuje zniszczyć to, co budowaliśmy latami. To sabotaż gospodarczy – mówi założyciel Cinkciarz.pl.
Kilka miesięcy temu w mediach pojawiły się informacje, że Najwyższa Izba Kontroli weszła z doraźnymi kontrolami do Urzędu Komisji Nadzoru Finansowego. Jak podał serwis Onet Business Insider, NIK sprawdza tam m.in. funkcjonowanie systemu przeciwdziałania praniu pieniędzy i finansowaniu terroryzmu, a także nadzór nad kilkoma znanymi spółkami takimi jak Polnord, Ursus, VeloBank i GetBack (dziś Capitea). – NIK może zbadać dokumenty, ale kto naprawi szkody wyrządzone przez KNF? Ilu jeszcze przedsiębiorców musi upaść, zanim ktoś się tym zajmie na poważnie? – pyta założyciel Cinkciarz.pl.
Jego zdaniem to, co wydarzyło się np. w sprawie Cinkciarza pokazuje, że polski rynek finansowy jest chory. Nie jest to jednak choroba wynikająca z błędów przedsiębiorców, ale z działań instytucji, która powinna stać na straży prawa.